Poinformował o tym Miller na konferencji prasowej w Łodzi. Zapowiedział, że w trakcie grudniowego kongresu wybrane zostaną władze partii oraz ukształtowany zostanie jej program. Były premier chce, aby szeregi Polskiej Lewicy zasilili sympatycy lewicy, którzy nie należą do żadnego ugrupowania, a interesują się polityką. Nie wykluczył, że w ugrupowaniu znajdą się również jego byli partyjni koledzy. Zapowiedział, że Polska Lewica wystartuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego, a później w wyborach samorządowych i parlamentarnych. Zdaniem Millera, koalicja Lewicy i Demokratów (SLD, SdPl, UP, PD) nie przetrwa długo, a ugrupowania, które ją tworzą "pójdą własną drogą". W tym właśnie - jak powiedział - widzi szansę dla Polskiej Lewicy. W ocenie byłego premiera, powstanie koalicji LiD "nie wynikało ze społecznego zapotrzebowania", a było decyzją "związku polityczno- towarzyskiego". - LiD to chłopięce marzenie Aleksandra Kwaśniewskiego. Jednak wraz z jego odejściem z polityki, które zapowiadał, przestaje mieć rację bytu. Ta formuła będzie ewoluować albo w kierunku rozpadu na cztery samodzielne partie, albo też w jakiś inny sposób. W każdym razie LiD nie utrzyma się zbyt długo - mówił Miller. Jego zdaniem, w najgorszej sytuacji znalazł się SLD, który w wyborach uzyskał najgorszy wynik od początku istnienia. - Na plecach SLD weszło do Sejmu wielu ludzi, którzy do niedawna upokarzali Sojusz - powiedział i dodał, że prawdopodobnie wkrótce rozpocznie się w SLD "czas rozliczeń". W połowie września Miller zrezygnował z członkostwa w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, bo władze SLD nie chciały go rekomendować w tegorocznych wyborach parlamentarnych jako kandydata na listach koalicji LiD. Ostatecznie Miller startował w wyborach do Sejmu z pierwszego miejsca łódzkiej listy Samoobrony. Partia Andrzeja Leppera nie weszła jednak w ogóle do Sejmu, a sam Miller otrzymał jedynie nieco ponad 4 tys. głosów.