Z obawy przed wkroczeniem na ten teren Armii Czerwonej, wszystkie materiały zostały starannie zapakowane do kilkunastu zamkniętych, ponumerowanych skrzyń i wysłane w daleką podróż na Zachód. Transport, a raczej jego zawartość, być może do dzisiaj ukryta w jakiejś zapomnianej skrytce, stał się obiektem dramatycznej rozgrywki pomiędzy niemieckimi służbami, sowieckim NKWD i oficerem Armii Krajowej. Kazimierz Skarżyński, Sekretarz Generalny Zarządu Głównego Polskiego Czerwonego Krzyża, napisał w 1946 roku w Norymbergii, w przedmowie do wydanej wiele lat po jego śmierci książki: "Ci z nich, którzy jeszcze żyją i pozostali w Kraju, a łącznie ze mną byli bezpośrednimi świadkami sprawy katyńskiej, muszą być, przed ukazaniem się niniejszej publikacji, należycie ostrzeżeni w celu umożliwienia im ukrycia się przed zemstą NKWD. Troska o ich los była jedną z przyczyn wstrzymania publikacji (...)" . W 1952 roku wszyscy zaangażowani w wyjaśnienie zbrodni katyńskiej, stanęli przed utworzoną przez amerykański Kongres "Komisją specjalną do przeprowadzenia śledztwa w sprawie faktów, wydarzeń i okoliczności masakry w lesie katyńskim". Wśród związanych bezpośrednio z odkryciem i badaniem miejsca zbrodni, znaleźli się uczestniczący w pracach ekshumacyjnych Kazimierz Skarżyński, dr Werner Beck oraz odnotowany przez amerykańskiego protokolanta jako funkcjonariusz "security police" - najprawdopodobniej Gestapo - Karl Hermann, odpowiedzialny za ochronę przewożonych skrzyń z materiałem dowodowym. To właśnie ich relacje stały się głównym materiałem źródłowym pomocnym w opracowaniu losów zaginionego konwoju. Jednak w obawie o bezpieczeństwo swoich bliskich, znajomych i współpracowników pozostawionych w sowieckiej strefie kontroli, wstrzymywali się oni od podania nazwisk osób bezpośrednio zaangażowanych w opisywaną poniżej historię transportu dowodów zbrodnii popełnionej przez NKWD w Katyńskim Lesie. Na szczęście dzisiaj możemy je uzupełnić. Znalezisko wilka Na początku lutego 1943 roku, czterej rosyjscy jeńcy, wysłani przez Niemców do pracy w pobliskim lesie, natknęli się na ludzkie kości wygrzebane spod śniegu i ziemi przez wilka. Kilka tygodni później, gdy rozpoczęła się odwilż, poinformowali o swoim znalezisku dowodzącego najbliższą niemiecką jednostką - 537. pułkiem łączności - płk Friedricha Arensa, którego oddziały zakwaterowano na terenie dawnego letniska NKWD. Próbny wykop, jaki wykonano w asyście żandarmerii polowej, natychmiast odsłonił zwłoki polskiego oficera. 1 marca 1943 roku do kwatery głównej Grupy Armii "Środek" dotarł meldunek o prawdopodobnym odnalezieniu masowych mogił zaginionych w 1940 roku polskich oficerów. Przez cały kolejny miesiąc najwyższe czynniki państwowe III Rzeszy, z Ministerstwem Propagandy na czele, rozpoczęły przygotowania do potężnej akcji propagandowej, mającej na celu identyfikację ofiar, wyjaśnienie okoliczności mordu i wykorzystanie ich w całości do odwrócenia uwagi światowej opinii publicznej od własnych zbrodni. Rozpoczęcie prac ekshumacyjnych zaplanowano na początek kwietnia, kierownictwo nad całością badań powierzono profesorowi medycyny sądowej i kryminologii Gerhardowi Buhtzowi z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Wrocławskiego. Już pierwsze 10 dni pozwoliły na odnalezienie siedmiu masowych grobów, w których bez żadnych wątpliwości znajdowały się zwłoki polskich oficerów. Minister Goebbels mógł przystąpić do realizacji wielkiej kampanii propagandowej.