Poznań Według szacunków organizatorów i policji, ok. 8 tys. osób, mimo intensywnego deszczu, uczestniczyło w poniedziałek w centrum Poznania w "czarnym proteście". Manifestacja była wyrazem sprzeciwu kobiet wobec możliwego zaostrzenia przepisów dot. aborcji. Uczestnicy protestu trzymali w rękach czarne balony i transparenty z napisami m.in. "Oprócz macic mamy mózgi!", "Moje ciało, mój wybór!", "Dzisiaj strajkujemy, jutro wyjedziemy! Zostaniecie sami! Księża z kibolami!", "Rewolucja to kobieta". Obecna na proteście żona prezydenta Poznania Joanna Jaśkowiak powiedziała, że ma nadzieję, że dzięki tego typu akcjom politycy zrozumieją, że przy podejmowaniu decyzji należy się liczyć ze zdaniem społeczeństwa. "Przede wszystkim chodzi jednak o to, że jeśli nie zaprotestuję, będę mogła mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie. To tak jak z chodzeniem na wybory" - powiedziała. Dodała także, że jest pozytywnie zaskoczona frekwencją, i że mimo ulewnego deszczu tak wiele mieszkańców miasta uczestniczy w proteście. "Musimy działać, musimy protestować, bo prawda jest taka, że na razie żadne inne sposoby nie działają. Politycy owszem - wygrali wybory, ale to nie znaczy, że ich głos jest głosem całego społeczeństwa. Nie można decydować za kogoś co ma robić ze swoim ciałem - to odbieranie podstawowych praw człowiekowi. To na razie strajk ostrzegawczy, ale nie cofniemy się przed niczym" - powiedziała uczestniczka protestu Dominika Suwalska, która, aby uczestniczyć w proteście, wzięła dzień urlopu w pracy. Inna z uczestniczek, Katarzyna Nowakowska powiedziała, że próba wprowadzenia tak restrykcyjnych przepisów "to nie tylko ograniczenie praw człowieka, ale i terroryzowanie kobiet, które będą się bały teraz zajść w ciążę". "Jestem matką, ale jestem tutaj dlatego, że jeżeli te przepisy wejdą w życie, będę się bała zajść w kolejną ciążę. Gdyby jakieś komplikacje zagrażały mojemu życiu - osierocę syna. A z drugiej strony, to też trzeba głośno powiedzieć - jak można wprowadzać takie prawo, skoro rząd w ogóle nie interesuje się dziećmi niepełnosprawnymi? Chorymi? Czy ktoś wspiera tych rodziców?" - mówiła. Jędrzej Wyrbalski, jeden z uczestników protestu, powiedział PAP, że przyszedł na plac Mickiewicza, ponieważ "nie chce piekła dla swojej żony i córki". "Te hasła to nie są żadne frazesy. Chcemy żyć w normalnym kraju, nie jakimś zacofanym średniowieczu. (...) Może to naiwne, ale wierzę, że to w końcu ktoś usłyszy, bo jak inaczej za kilkanaście lat wytłumaczę córce, że ciało kobiety jest własnością grupy polityków i duchownych, którzy nigdy nie mieli własnych dzieci?" - podkreślił. Czarny protest w Poznaniu poparła także część pracowników poznańskich uczelni. Dziekan Wydziału Lekarskiego I Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu prof. dr hab. Ewa Wender Ożegowska postanowiła ogłosić w poniedziałek godziny dziekańskie. Do protestu przystąpiły także m.in. pracownice i doktorantki Instytutu Filozofii UAM w Poznaniu. Jak poinformowały na stronie internetowej wydziału, w ramach protestu nie wzięły udziału także w poniedziałkowej, uroczystej inauguracji roku akademickiego. Swoje poparcie dla sprawy wyraził także poznański Teatr Polski, na którego siedzibie zawisły czarne flagi z nadrukami informującymi o proteście.W ub. tygodniu prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak wysłał pismo do dyrektorów wydziałów Urzędu Miasta, aby ci nie utrudniali pracownicom wzięcia urlopów w dniu protestu. Jak powiedział PAP zastępca dyrektora Gabinetu Prezydenta Poznania Tomasz Lisiecki, "prezydent Poznania szanuje to, że każdy ma prawa pracownicze, prawa wynikające z kodeksu pracy i prawa obywatelskie". Podobne pismo do zarządu podległych mu spółek wysłał również zastępca prezydenta miasta Tomasz Lewandowski. Działania te spotkały się z krytyką wojewody wielkopolskiego Zbigniewa Hoffmanna, który podkreślił, że przez działania prezydenta "w sposób świadomy mogą zostać sparaliżowane prace urzędu". Z informacji podanych w poniedziałek przez UM Poznania, o urlop na żądanie lub urlop wypoczynkowy w poniedziałek wystąpiło 61 z 1273 pracujących w magistracie kobiet. W Wielkopolsce "czary protest" odbył się także m.in. w Koninie i Środzie Wielkopolskiej. (PAP) Lublin: Zbierano podpisy pod apelem do prezydenta Ponad tysiąc osób wzięło udział w Lublinie w proteście przeciwko projektowanej ustawie bezwzględnie zakazującej aborcji. Zbierali podpisy pod apelem do prezydenta Andrzeja Dudy o zaangażowanie w ochronę konstytucyjnych praw kobiet. Uczestnicy protestu ubrani na czarno - głównie młode kobiety, ale też mężczyźni i osoby starsze - zebrali się na placu Lecha Kaczyńskiego. Tam wiele osób podchodziło do mikrofonu, aby wyrazić swój pogląd. Mówcy podkreślali, że nie są zwolennikami aborcji, ale chodzi im o prawa kobiet."Nikt nie będzie uprawiał seksu i się skrobał na prawo i lewo. Nie o to chodzi. Chodzi o prawo wyboru. W tej ustawie nieważne są dzieci, ale jej autorom chodzi o władzę nad kobietami" - powiedziała jedna z przemawiających kobiet.Inne opowiadały o własnych przeżyciach. "Urodziłam czworo dzieci, mimo że przy każdej ciąży byłam pytana, czy chcę aborcji. O to chodzi, żeby był wybór. Nie trzeba wprowadzać restrykcyjnych praw, bo to stwarza możliwość nadużyć" - mówiła jedna z pań."Moja siostra poroniła. Wiem, jak cierpiała. Nie zgadzam się, aby ktoś w takiej sytuacji wchodził z butami w jej życie" - powiedziała inna kobieta. "Księża mają wolny wybór. Wybrali celibat. Ja też chcę mieć wybór" - dodała młoda dziewczyna.Protestujący trzymali transparenty z napisami: "Zatrzymajmy piekło kobiet", "Chcemy lekarzy nie misjonarzy", "Nie urodzicie za mnie, nie decydujcie za mnie", "Poza macicą mam też mózg". Skandowały: "Chcemy kochać nie umierać", "Moje sumienie moja sprawa", "Wasza ustawa łamie nasze prawa".Przeszły przez centrum Lublina na Plac Łokietka. Tam ustawione były namioty partii Razem, Nowoczesnej, PO oraz KOD-u, w których zbierano podpisy pod apelem do prezydenta Andrzeja Dudy. Katowice: Tłumy na rynku, apel do Agaty Dudy Setki osób gromadziły się w poniedziałek od południa na katowickim rynku na demonstracji przeciw zaostrzeniu przepisów dot. aborcji. Protest spowodował opóźnienia w ruchu tramwajów. Demonstrowali także zwolennicy zaostrzenia przepisów aborcyjnych. Niektórzy uczestnicy "czarnego protestu" podpisywali się pod listem adresowanym do małżonki Prezydenta Agaty Kornhauser-Dudy."W ostatnich dniach padło wiele słów odnośnie polityki ignorowania praw kobiet przez rządzącą obecnie partię. Słów potępiających to cierpienie, na które nas, kobiety, skazuje grupa posłów. Nie jest Pani posłem, ale jest Pani Pierwszą Damą, małżonką Prezydenta Polski. Dlaczego nie odnosi się Pani do tego piekielnego projektu?" - pytano w liście."Dlaczego nie wyciąga Pani ręki do kobiet muszących urodzić martwe dziecko? Do kobiet, które zostały zgwałcone przez zwyrodnialców i które noszą dziecko przynoszące ze sobą wyłącznie traumę? Proszę nie zachowywać takiego milczenia, jest Pani istotną częścią polskiej tożsamości" - apelowali sygnatariusze, życząc małżonce prezydenta "odwagi" i "poparcia wyboru kobiet".Gromadzący się wokół podwyższenia na schodach Teatru Śląskiego demonstranci, nie mieszcząc się na przyległym placu, tłoczyli się m.in. na przecinających katowicki rynek torach tramwajowych. Mimo interwencji służb technicznych Tramwajów Śląskich i pomocy policjantów, ze wszystkich kierunków ustawiały się czekające na możliwość przejazdu tramwaje."Ruch nie został całkiem zablokowany, ale opóźnienia sięgały momentami po kilkanaście minut" - poinformował PAP rzecznik spółki Tramwaje Śląskie Andrzej Zowada. Przy stojących na rynku słupach trakcji tramwajowej stały na podwyższeniach przywiązane do nich taśmą kobiety z transparentami: "Poroniłam", "Usunęłam ciążę z gwałtu". Od czasu do czasu podpalano wokół nich czerwone race. "Niewiele słychać, poza ogólnym hałasem, ale w zasadzie wszyscy wiedzą, o co chodzi. O wolność wyboru w najtrudniejszych sytuacjach. Przecież to podstawa normalnego życia" - mówiły PAP dwie ubrane na czarno nastolatki: Kamila i Agnieszka."Ta ustawa łamie nasze prawa", "Wolność wyboru, zamiast terroru", "Solidarność naszą bronią", "Dość dyktatury katotalibanu" - skandowali w deszczu, przy akompaniamencie bębnów i gwizdków, uczestnicy manifestacji.Wiele ubranych na czarno osób - w zdecydowanej większości kobiet - miało na ubraniach rozdawane przez wolontariuszy naklejki: "#Czarny protest. Nie dla barbarzyństwa wobec kobiet" i trzymało własnoręcznie przygotowane transparenty.Manifestacji przeciwko zaostrzeniu przepisów dot. aborcji towarzyszyła kilkudziesięcioosobowa demonstracja zwolenników wprowadzenia zakazu aborcji. Mieli oni kolorowe, kilkumetrowe transparenty m.in. ze zdjęciami zakrwawionych płodów i hasłami "Gwałciciel - kara więzienia; dziecko - kara śmierci" czy "Aborcja zabija dzieci". Z ich głośników płynęły dane dot. liczby aborcji w Polsce.Manifestację na katowickim rynku zapowiadano na godziny 12-18. W woj. śląskim demonstracje na mniejszą skalę zwoływano też w ramach "Czarnego poniedziałku" m.in. w Bielsku-Białej, Bytomiu, Częstochowie, Dąbrowie Górniczej i Gliwicach. Odpowiedź na projekt "Stop Aborcji" Akcja, zapoczątkowana na portalu społecznościowym, jest reakcją na projekt "Stop Aborcji", wprowadzający całkowity zakaz usuwania ciąży oraz kary m.in. dla kobiet, które poddadzą się aborcji. W ubiegłym tygodniu Sejm skierował go do prac w komisji, jednocześnie odrzucając w pierwszym czytaniu projekt, który miał zliberalizować obowiązujące przepisy aborcyjne.