- Tuż przed zakończeniem parlamentarnej kampanii wyborczej w 2005 roku dotarły do mnie informacje, że czołowych polityków PiS interesują wszystkie możliwe haki na działaczy Platformy. Poprzez różne osoby zaczęły do mnie docierać sygnały typu - czy bym się przypadkiem nie mógł przysłużyć? - mówił kilka miesięcy temu "Newsweekowi" Peter Vogel. -Słyszałem pytania w stylu: - czy w Pana działalności zawodowej nie pojawiły się wydarzenia, które mogłyby być użyte przeciwko Platformie? -Jednocześnie sugerowano mi, że udana współpraca może być materiałem przetargowym w całkowitym ukręceniu łba sprawie mojego ułaskawienia. W tym czasie starałem się o zatarcie skazania sprzed 35 lat. Był mniej więcej przełom kwietnia i maja 2005 r. -To, że na SLD mogę mieć kwity, było dla wszystkich jasne od początku. Ale to akurat wtedy nikogo nie interesowało. Walka o stołki rozgrywała się między PO i PiS. W trakcie nieformalnych rozmów narastało napięcie, bo uczestniczyli w nich ludzie, którzy swego czasu ocierali się lub wręcz pociągali za sznurki spraw dotyczących Telegrafu, FOZZ i Art. B. Na jednym ze spotkań zauważyłem, że wypytujący chyba bardziej powinni się martwić o siebie niż wrogów z PO. Być może ktoś się nagle zorientował, że mogę posiadać również informacje o nieprawidłowościach w układzie prawicowym. Konsekwencją tych rozmów było wrażenie nagabujących, że Vogel może mieć też kwity na PiS lub ludzi współpracujących z tą partią.