MSZ poinformowało, że dzięki działaniom polskich służb dyplomatyczno-konsularnych do Polski 25 maja przyjechały działaczki mniejszości polskiej z Białorusi: prezes oddziału Związku Polaków na Białorusi w Lidzie Irena Biernacka, prezes oddziału ZPB w Wołkowysku Maria Tiszkowska i szefowa Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych w Brześciu Anna Paniszewa, które w ostatnim czasie przetrzymywane były w areszcie. - My będące tutaj nie możemy za bardzo opowiadać co nas spotkało. Najważniejsze, że były to okrutne dni niewinnych osób, których przyprowadzono do więzienia pod wymyślnym zarzutem - mówiła Anna Paniszewa. - Na Białorusi jest pole prawne, które nie jest przestrzegane. Jako nauczycielka historii i języka polskiego zostałam oskarżona o to, że gloryfikuję nazizm. Tak nie może być w żadnym przypadku - moja rodzina też ucierpiała od nazizmu - zapewniała działaczka, dodając, że otrzymanie takiego oskarżenia od osób, z którymi się pracuje "jest zbyt okrutne". - Bardzo ciężko traktowano nas w więzieniach. W ciągu dwóch miesięcy byłam w trzech różnych więzieniach. W każdym więzieniu musisz przejść poniżające, psychologiczne tortury. Musisz się rozebrać, za każdym razem wyszukują nie wiadomo co. Nie biorą ciebie za człowieka - tłumaczyła. "Delikatna natura sprawy" Wcześniej na konferencji prasowej wiceszef MSZ Marcin Przydacz zapewnił, że działaczki zaangażowane w działalność edukacyjną wśród polskiej młodzieży na Białorusi "czują się dobrze, zostały otoczone niezbędną opieką, również medyczną, według opinii lekarzy ich zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo". Zastrzegł, że ze względu na "delikatną naturę sprawy" nie może podać okoliczności przekroczenia granicy przez trzy działaczki. - Dla nas to, co dziś najważniejsze, to to, że one są już bezpieczne na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, są pod opieką państwa polskiego - powiedział wiceszef MSZ.