Powodów do niepokoju mamy faktycznie sporo. W tym roku w kraju, w niektórych miejscach opady były o kilkadziesiąt procent niższe od normy - na zachodzie deszczu spadło nawet o ponad 80 procent poniżej normy. Oznacza to, że nie było wody, która mogłaby zasilić nie tylko rzeki, ale też i studnie powierzchniowe, a nawet głębinowe. - Prognozy przewidują, że większych opadów możemy się spodziewać dopiero na wiosnę, a i one nie od razu rozwiążą problemu - tłumaczy Piotr Kowalczak, dyrektor poznańskiego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Nie dość, że wody głębinowej jest mniej, to ta, która trafia do wodociągów jest coraz gorszej jakości. Szczególnie zagrożone w takich sytuacjach są aglomeracje miejskie, jak choćby Poznań. Tam sytuację kontrolowała reporterka RMF Katarzyna Maćkowska: Niski poziom rzek to puste studnie. Z brakiem wody wciąż zmaga się Podkarpacie. Tam wyschły i studnie i potoki. W gminie Błażowa wodę beczkowozami dostarczają strażacy. Za transport płaci gmina, a rolnicy jedynie za wodę: W rzekach, przy niskim poziomie wody zwiększa się stężenie zanieczyszczeń, które - co gorsza - nieuchronnie trafiają do Bałtyku. Ścieków w wodach jest więcej, ale woda, która wpływa do morza nie jest już na szczęście groźna. Gdański sanepid prowadzi badania co dwa tygodnie. Jak mówi Odeta Czubielińska, pracownica laboratorium, woda poradzi sobie ze ściekami: - Sama woda ma również zdolności samooczyszczania się. Wszystkie wskaźniki mieszczą się w normie. Nic niepokojącego nie można tu powiedzieć. Bałtyk jest więc bezpieczny. Nie oznacza to jednak, że w tym roku sanepid i turyści nie mieli problemów. Ze względu na brudną wodę w rzekach, które wpływały do Bałtyku atakowały groźne dla życia sinice. Za sprawą słonecznej pogody i zanieczyszczeń rozwijały się one tego lata wyjątkowo bujnie. Na szczęście nad morzem zapanował chłód i problem sam się rozwiązał.