W opinii Kika, nowe ugrupowanie - LiS - nie może liczyć na rosnące poparcie. Jak podkreślił, wśród wyborców Samoobrony było sporo elektoratu postkomunistycznego, gdy tymczasem elektorat LPR jest skrajnie narodowy, katolicki, antyeuropejski. Dlatego - uważa politolog - prawdopodobnie poparcie dla LiS nie będzie nawet sumą poparcia dla obu tych partii. Utworzenie LiS, ma według Kika doraźne cele: po pierwsze dotrwanie do końca kadencji, po drugie utrudnienie premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu "rozgrywania z osobna" z Andrzejem Lepperem i Romanem Giertychem, po trzecie jest to próba stworzenia bariery przed "ostateczną konsumpcją" tych partii, tzn. wyeliminowaniem liderów i "wchłonięciem aktywów politycznych i posłów". Według Kika, to o czym mówiono na poniedziałkowej konferencji liderów LiS - Romana Giertycha i Andrzeja Leppera - jest w zasadzie "konglomeratem postulatów Samoobrony i LPR z przewagą elementów programowych Ligi". Jego zdaniem, z dwóch partii powstaje jeszcze bardziej skrajnie prawicowa i antyeuropejska. Jak zauważył, wstępne założenia programowe przedstawione na konferencji prasowej w zasadzie koncentrują się na tych samych postulatach co program PiS: rodzina, rolnicy, interes narodowy. Według Kika, LiS mógłby być zagrożeniem dla PiS, gdyby nie fakt "poczęcia" tej partii "ze swoistej klęski", niepowodzenia politycznego. - LiS nie zagrozi Prawu i Sprawiedliwości, choć będzie to utrudnienie dla tej partii. LiS będzie punktował PiS w ramach koalicji rządowej, a Lepper będzie uwolniony od lojalności rządowej i wróci do funkcji trybuna. Będzie próbował odzyskać teren i poszerzyć wpływy w terenie - ocenił politolog. Jego zdaniem, LiS może mieć dwa zupełnie różne oblicza, będzie to partia wewnętrznie niejednolita, sprzeczna. - Lepper chcąc się odwołać do swojego tradycyjnego elektoratu nie będzie mógł akcentować tych elementów programu, które będzie akcentował Giertych - antyeuropejskości, bo wtedy straci rolników, którzy już nie dają się nabrać na antyeuropejskość - uważa politolog. Kik uważa, że "punktem honoru obu partii tworzących LiS będzie dotrwać do końca kadencji", a rzeczą Prawa i Sprawiedliwości będzie stwierdzenie, do którego momentu się to opłaca. - W tym momencie to Jarosław Kaczyński sam będzie musiał zdecydować, od którego momentu dalsza koalicja nie ma sensu, jest stratą rosnącą dla PiS - podkreślił. - Będzie to koalicja toczona w boju - powiedział politolog. W jego opinii, obie partie pozostają w rządzie jako struktura walcząca z PiS, o czym ma świadczyć próba zmiany ustawy o CBA, próby wymuszania realizacji postulatów protestujących grup społecznych. Kik przewiduje, że w przyszłości w ramach rządu dojdzie do "kakofonii niespójnych dźwięków."