To kampania na rzecz przyszłości polskiej książki, bo małe księgarnie nie mają szans w tzw. wojnie rabatowej z dużymi sieciami - podkreśla prezes Polskiej Izby Książki Włodzimierz Albin. Jego zdaniem spada liczba księgarń, małe wydawnictwa nie są w stanie sprzedawać swoich książek, nakłady spadają a czytelnictwo, mimo że ostatnio trochę się zwiększyło, też jest na niskim poziomie. Ceny nominalne książek na okładkach są w tej chwili wyższe po to, żeby różnymi promocjami można było zachęcić do kupna - dodaje Albin. Dzięki wprowadzeniu ustawy o książce ceny by spadły, bo wydawca nie wliczałby w koszty produkcji narzuconego przez duże sieciowe księgarnie rabatu - zaznacza wydawca Sonia Draga. Jak zapewnia, podobne ustawy regulują rynek księgarski w wielu krajach europejskich i świetnie się sprawdzają. Wnioskodawcy opierają się na ustawie funkcjonującej we Francji, a - jak dodaje Draga - tego typu rozwiązania ma większość krajów europejskich, np. Niemcy, Hiszpania, Portugalia czy Włochy. Pisarz Grzegorz Kasdepke jest przekonany, że skutki wprowadzenia ustawy mogą być pozytywne i w dłuższej perspektywie liczy na obniżenie cen książek. "Moim zdaniem to nie jest skok na kasę czytelników" - mówi pisarz. Wielu osób nie przekonuje idea stałej ceny za nowości książkowe. Brak rabatu na wydania premierowe w praktyce oznacza, że więcej trzeba wyjąć z portfela i zostawić w kasie, stąd prosta droga do decyzji, że książki nie kupujemy. Ustawa o książce nie spowoduje wzrostu czytelnictwa w Polsce, nie tędy droga - podkreśla Robert Drózd z portalu Światczytników.pl. Polacy nie czytają, bo nie mają takiego nawyku. Trzeba najpierw ustalić co zrobić, żeby to zmienić, a nie zadowalać branżę wydawniczą - twierdzi Drózd. Jak wynika z ostatnich badań Biblioteki Narodowej, odsetek czytających rośnie, ale bardzo powoli. W minionym roku przynajmniej jedną książkę przeczytało 41,7% Polaków.