Za odrzuceniem wniosku w sprawie utajnienia obrad głosowało 51 senatorów. Za było 41. Zdaniem PiS, wniosek o utajnienie obrad powinien zostać uzasadniony i przedstawiony w warunkach zachowania tajności. Marszałek Grodzki uznał inaczej, przytaczając przepisy, które przeczą takiemu stanowisku. Przeprowadzanie wyborów w trybie głosowania korespondencyjnego może nie być do końca bezpieczne dla wyborców - tak sprawozdawca trzech połączonych komisji senackich Aleksander Pociej (KO) uzasadniał wniosek o odrzucenie ustawy. Trzy komisje za odrzuceniem ustawy w całości W poniedziałek, 4 maja, trzy senackie komisje: ustawodawcza, praw człowieka i samorządu terytorialnego opowiedziały się za odrzuceniem ustawy w całości. Pociej - szef komisji praw człowieka, praworządności i petycji - zwrócił uwagę, że senatorowie PiS najpierw krytykowali Senat za opóźnianie prac, a we wtorek opowiedzieli się za wnioskiem senatora Marka Martynowskiego (PiS) o utajnienie obrad, zmierzającym do tego, by jeszcze bardziej opóźnić prace. Wymienił w tym kontekście nazwiska wicemarszałka Senatu Stanisława Karczewskiego i senatora Marka Pęka, którzy poparli ten wniosek. Pociej zwracał uwagę, że senatorowie nie otrzymali dotychczas od rządu projektów rozporządzeń wykonawczych do ustawy, bez których nie sposób jej ocenić. Przywoływał stanowisko Głównego Inspektora Sanitarnego, który nie chciał się wypowiadać, czy przepisy ustawy są bezpieczne do momentu, gdy będą znane akty wykonawcze do niej. "Jeżeli chcecie państwo powiedzieć, że czekanie na akty wykonawcze nie ma sensu, to co chcecie odpowiedzieć Głównemu Inspektorowi Sanitarnemu" - mówił Pociej pod adresem senatorów PiS. Zaznaczał, że eksperci w obszarze zdrowia generalnie nie są w stanie przesądzić, czy wybory w trybie głosowania korespondencyjnego będą bezpieczne pod względem epidemiologicznym. Przywołał przesłaną Senatowi opinię zarządu Polskiego Towarzystwa Epidemiologicznego, uznającego, że praca w komisji wyborczej przy okazji takich wyborów może skutkować zarażaniem się koronawirusem. "Zorganizowanie takich wyborów oznacza decyzję o radykalnym zwiększeniu ryzyka zakażeń" Pociej przywoływał także opinię Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty, że ustawa nie eliminuje różnego rodzaju zagrożeń dla pracowników Poczty. "Piszą to ludzie, którzy będą to wykonywać i oni się autentycznie tego boją" - mówił senator. Podkreślał, że pracownicy Poczty Polskiej obawiają się co będzie, jak adresat, który ma otrzymać pakiet wyborczy, nie będzie posiadać skrzynki oddawczej, co będzie gdy wyborca złoży skargę, że pakiet został mu dostarczony zniszczony. Przywołał też opinię związkowców z Poczty, że "zorganizowanie takich wyborów oznacza decyzję o radykalnym zwiększeniu ryzyka zakażeń". Pociej przypomniał również negatywną opinię przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej wobec ustawy oraz stwierdził, że wszystkie opinie konstytucjonalistów o ustawie są miażdżące. Ponadto senator stwierdził, że w ustawie jest artykuł mylący wybory - w jednym z artykułów jest błędne odesłanie do wyborów parlamentarnych, a nie prezydenckich. "Stąd wniosek większości komisji jest o odrzucenie ustawy w całości" - podsumował Pociej. Odpowiadając na pytanie, czy jeśli nie uda się przeprowadzić wyborów 10 maja, będzie można pozostać przy obecnych kandydatach czy można ich zmienić, senator Pociej mówił, że jeżeli zostanie wprowadzony stan klęski żywiołowej, wówczas "nie trzeba" zmieniać. Przypomniał też, że szef PKW mówił w Senacie, iż wybory są praktycznie niemożliwe do przeprowadzenia w takich warunkach. PiS: Trzeba przeprowadzić wybory w terminie konstytucyjnym "Trzeba przeprowadzić wybory w terminie konstytucyjnym i stworzyć jak najlepsze warunki do głosowania. Trybem stwarzającym najbezpieczniejsze warunki jest tryb korespondencyjny" - mówił Marek Pęk z PiS, który zarzucił oponentom politycznym, że "stosują obstrukcję parlamentarną", choć w ramach regulaminu. Jego zdaniem, stwarzanie pozorów pogłębionej debaty ma na celu tylko wydłużanie do maksimum procesu ustawodawczego, a przeprowadzenie teraz wyborów jest konieczne. "Od wielu tygodni społeczeństwo żyje w warunkach epidemii i znakomicie sobie radzi" - mówił Pęk. Jego zdaniem, większym wyzwaniem niż samo oddanie głosu jest zorganizowanie punktów związanych z ich liczeniem głosów i - jak stwierdził - "pilnowaniem" wyborów. System odmówił posłuszeństwa W pewnym momencie senator Marek Borowski złożył wniosek o zamknięcie listy osób zadających pytania. Gdy jednak doszło do głosowania, okazało się, że wyników nie można podać, ponieważ "system się zaciął". Oczekiwanie trwało kilka minut. "Nie powinniśmy procedować, jeśli system nie działa" - mówili senatorowie PiS. Wicemarszałek Gabriela Morawska-Stanecka, prowadząca obrady, tłumaczyła, że zwłoka wynika z tego, że system "nie zsumował głosów z trzech miejsc", w których byli senatorowie. Ostatecznie było 51 głosów za przyjęciem wniosku Marka Borowskiego, 32 - przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosu. Senator Marek Borowski zgłosił się następnie z wnioskiem formalnym o zamknięcie listy mówców, którzy mieli zabrać głos w debacie nad projektem o głosowaniu korespondencyjnym. Za jego przyjęciem opowiedziało się 44 senatorów, przeciw było 17 senatorów, nikt nie wstrzymał się od głosu. "To ustawa groźna dla ludzi" Senator Michał Kamiński nazwał głosowanie w Senacie w sprawie ustawy autorstwa PiS najważniejszym głosowaniem po 1989 roku. Senator Sławomir Rybicki przypomniał z kolei, że głosowanie korespondencyjne zostało wykreślone z Kodeksu wyborczego przez PiS w 2017 roku, m.in. ze względu na obawy o "fałszerstwo". Padły pytania o to, skąd nagła zmiana punktu widzenia partii Jarosława Kaczyńskiego na tę kwestię. Barbara Zdrojewska podkreślała, że "obywatele nie chcą trochę bezpieczniejszych wyborów, chcą bezpiecznych wyborów". "To nie zostało przemyślane, przygotowane, nie posiłkowano się opiniami osób o ogromnym doświadczeniu" - mówiła. "To ustawa groźna dla ludzi, niebezpieczna dla obywateli" - zakończyła. Eksperyment w Senacie Senator Marek Borowski przeprowadził w Senacie "eksperyment" - zaprezentował procedurę liczenia głosów przez komisje wyborcze. Jak wyliczył za pomocą swojego stopera, cała procedura liczenia jednego głosu, m.in. z otwarciem koperty zwrotnej (przy użyciu przeznaczonego do tego nożyka) i z podaniem numeru PESEL członkowi komisji, zajęła mu dokładnie minutę i 34 sekundy (ten czas przybliżył do minuty). "W Krakowie uprawnionych do głosowania jest ok. 600 tys. ludzi. Załóżmy, że 40 proc. zagłosuje. To jest 240 tys. kart. Cztery tys. godzin, pracując po 24 godziny, to jest 166 dni" - podał. Zaznaczył, że w gminnej komisji wyborczej, "może być maksymalnie 45 członków komisji". "W takim razie będą liczyć głosy 11 dni po 24 godziny na dobę, ale muszą robić przerwy - iść do domu, a ktoś musi pilnować urny" - dodał Borowski, podkreślając, że ten przykład można też zastosować do innych miast np Łodzi, czy Warszawy (choć tu mają pracować komisje dzielnicowe). Borowski ocenił, że procedowana w Senacie ustawa "nie nadaje się do tego, żeby zorganizować wybory ani 10, ani 17, ani 23 maja", ponieważ - jak stwierdził - została tak skonstruowana, że liczenie głosów nie skończy się przed II turą wyborów prezydenckich". "Za 80 godzin powinna się rozpocząć cisza wyborcza" "Nie przyjmujmy tego projektu" - apelował senator Krzysztof Kwiatkowski. Senator Leszek Czarnobaj podkreślał z kolei, że ustawa PiS jest m.in. "bublem zdrowotnym". "Ta ustawa nie zapewnia demokratycznych wyborów. A gdzie jest zapewnienie tajności?" - pytał Bogdan Borusewicz. I zaznaczał: "PKW została odsunięta od całego procesu wyborczego". "Premier pogania Senat, mówi, że wybory trzeba przeprowadzić w terminie konstytucyjnym. Ale w konstytucji jest też zapisane, że Senat ma 30 dni na zajęcie się ustawą. To nie jest jakakolwiek ustawa" - dodawał Borusewicz. "Tę ustawę trzeba odrzucić" - mówił. "Ta ustawa doprowadzi do zmiany ustroju, obawiam się, że do autorytarnego" - stwierdził. "Za 80 godzin powinna się rozpocząć cisza wyborcza" - zwrócił natomiast uwagę Krzysztof Brejza. "Energia aparatu władzy idzie w organizację pseudowyborów. Na to nie można się zgodzić. Nie można się zgodzić na rozsadzenie wspólnoty" - mówił, powołując się na dane Ministerstwa Zdrowia o kolejnych zakażonych koronawirusem. Kilku senatorów zrezygnowało z zabrania głosu Po ponad godzinnej przerwie, po godz. 20.30, Senat wznowił obrady. Senator Michał Seweryński mówił: "Epidemia koronawirusa skomplikowała przeprowadzenie wyborów w kraju". "Najważniejsze dla mnie jest to, że dyskutowana przez nas ustawa gwarantuje wolne wybory obywatelom, każdy obywatel powinien na jej gruncie zdecydować, czy pójdzie zagłosować i na kogo będzie głosować" - wskazywał. "Jeśli ta ustawa wejdzie w życie, to można wybory przeprowadzić 17 albo 23 maja i wtedy tego czasu na organizację będzie więcej" - zaznaczał senator Jerzy Czerwiński, podkreślając, że to, że do 10 maja zostało tak mało czasu, to wina m.in. marszałka Senatu za tak długie prace nad projektem. Kilku senatorów zrezygnowało z zabrania głosu po przerwie, oddając głos do protokołu. Wśród nich znaleźli się: senator Bogdan Klich czy Gabriela Morawska-Stanecka. Wyniki głosowania Po godz. 21.30 senatorowie zdecydowali o losach ustawy o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów na Prezydenta RP zarządzonych w 2020 roku. Projekt autorstwa PiS odrzucono. Za tym rozwiązaniem opowiedziało się 50 senatorów, przeciw było 35. Wstrzymała się jedna osoba. Teraz stanowisko to trafi do Sejmu. Więcej TUTAJ. Dwudniowe posiedzenie We wtorek rozpoczęło się dwudniowe posiedzenie Senatu. Senatorowie zajmują się ustawą o szczególnych zasadach przeprowadzania wyborów na Prezydenta RP zarządzonych w 2020 r. Zdaniem opozycji, PiS gra na zwłokę w sprawie ustawy o głosowaniu korespondencyjnym. Gdyby Senat jej nie odrzucił we wtorek, trafiłaby ona od razu na biurko prezydenta. Jutro mija termin do którego Senat musi zająć stanowisko w sprawie ustawy.