- Sprawa doktora Mirosława G. czy posłanki Beaty S. to jest dowolna interpretacja wnioskodawców. Musimy patrzeć na całość działalności tej służby, która jest instytucją potrzebną i spełniającą standardy konstytucyjne oraz europejskie - mówił poseł Dera, reprezentant Sejmu w procesie przed TK. Nawiązywał do słów Ryszarda Kalisza (SLD), który podawał właśnie przykłady świadczące o politycznym - zdaniem skarżących - uwikłaniu CBA: sprawę kardiochirurga ze szpitala MSWiA, któremu zarzucono korupcję i zabójstwo pacjenta (proces o korupcję się toczy, zarzut zabójstwa prawomocnie upadł), czy b. posłanki PO Beaty Sawickiej, zatrzymanej tuż przed wyborami (Sawicka czeka na proces). SLD zaskarżyło też rozporządzenie wydane jeszcze przez premiera Jarosława Kaczyńskiego. Na jego mocy CBA może - zawierając dwustronne umowy - mieć bieżący dostęp do wielkich baz danych, np. z ZUS - i to z pominięciem zasady, by każdorazowo występować z wnioskiem o udostępnienie takich danych. Według SLD takie wnioski to gwarancja praw obywatelskich i spełnienie wymogów ustawy o ochronie danych. Minister Cichocki przyznał, że premier Donald Tusk miał pewne wątpliwości co do tego rozporządzenia, ale - jak dodał - "skarga Lewicy go nie przekonała". Chce on więc, by TK rozstrzygnął, czy rozporządzenie jest legalne czy nie. W przerwie rozprawy Cichocki - pytany przez dziennikarzy, czy on i premier pozytywnie oceniają CBA, odparł, że Donald Tusk zdecydował się na postawienie na stanowiskach obecnego szefostwa CBA. Ujawnił, że w zeszłym tygodniu działające przy premierze Kolegium ds. Służb Specjalnych pozytywnie oceniło zeszłoroczną działalność CBA. - Mimo obaw i kontrowersji jakie były w przeszłości, myślę, że bilans działania Biura jest pozytywny - dodał.