O wynikach badań toksykologicznych poinformowała w poniedziałek PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, Grażyna Wawryniuk. Wyjaśniła, że badania wykazały, iż w momencie zdarzenia mężczyzna nie był pod wpływem leków czynnych farmakologicznie, w tym np. leków antydepresyjnych czy psychotropowych, które mogły mieć wpływ na jego zachowanie.Wcześniejsze badania krwi i moczu mężczyzny wykazały, że w momencie wypadku sprawca nie był też pod wpływem alkoholu ani narkotyków. Natomiast badanie przeprowadzone przez biegłych psychiatrów zakończyły się orzeczeniem, że mężczyzna jest chory psychicznie i z tego powodu w momencie wypadku był niepoczytalny: nie miał zdolności rozumienia i pokierowania swoim postępowaniem. Biegli w swej opinii wskazali na konieczność dalszej izolacji mężczyzny i jego leczenia. Ze względu na ochronę prywatności mężczyzny prokuratura odmawia bardziej szczegółowych informacji dotyczących choroby psychicznej, na którą cierpi. Obrońca 32-latka, adwokat i zarazem psycholog Małgorzata Ciuksza, powiedziała PAP, że chorobę tę zdiagnozowano u mężczyzny na początku 2013 r. Mecenas nie chciała precyzować, o jaką konkretnie przypadłość chodzi, wyjaśniła jednak, że objawia się ona m.in. urojeniami, omamami czy słyszeniem głosów. Ciuksza wyjaśniła, że przez ponad rok Michał L. leczył się, co łagodziło objawy choroby. "Z informacji, jakie dziś posiadamy, wynika, że wiosną tego roku mężczyzna przestał przyjmować leki, co niestety bardzo często kończy się nawrotem choroby i jej objawów. Tak najprawdopodobniej było właśnie w tym przypadku" - powiedziała PAP Ciuksza. Dodała, że rodzina mężczyzny dołożyła wielu starań, by pomoc choremu, w tym dopilnować systematycznego przyjmowania leków. "W przypadku tej choroby jest to jednak bardzo trudne" - dodała mecenas. Postępowanie w tej sprawie toczy się, ale - jeśli po drodze nie zdarzy się nic nieprzewidzianego - prokuratorzy skierują do sądu wniosku o umorzenie postępowania wobec mężczyzny. Przepisy mówią bowiem, że osoba, która pod wpływem choroby psychicznej popełniła przestępstwo, nie odpowiada za nie karnie. 19 lipca wieczorem kierowana przez 32-latka szybko jadąca honda wjechała w spacerowiczów na sopockim deptaku oraz molo. Według przytaczanych przez lokalne media relacji świadków, auto mogło poruszać się z prędkością 100-120 km/h. Zanim samochód zatrzymał się, uderzając w ławkę, poszkodowane zostały 23 osoby. Mężczyzna został zatrzymany na miejscu przez świadków zdarzenia i przekazany policji. Obecni na miejscu ludzie mówili mediom, że zanim pojawili się funkcjonariusze, spacerowicze poturbowali sprawcę. Prokuratura postawiła 32-latkowi zarzut umyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym, za który to czyn grozi do 10 lat więzienia. Mężczyzna w trakcie przesłuchania przyznał się do zarzutów, ale odmówił złożenia wyjaśnień. Został tymczasowo aresztowany. W tej chwili przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Badanie wykonane tuż po wypadku wykazało, że mężczyzna nie pił alkoholu. Na podstawie jego zachowania, policjanci, którzy go zatrzymali, mieli jednak podstawy przypuszczać, że mógł on być pod wpływem narkotyków lub środków psychotropowych. Podejrzany przyznał, że wcześniej leczył się psychiatrycznie. Śledczy zwrócili się do placówek, które wskazał mężczyzna, z prośbą o informacje na ten temat. W postępowaniu zbadane zostaną wszystkie aspekty sprawy, w tym zachowanie świadków zdarzenia, którzy ujęli 32-latka, a także szybkość i sposób działania policji oraz innych służb przed i po zdarzeniu. Prokuratura ma przyjrzeć się m.in. sprawie zgłoszeń o szybko jadącym aucie poruszającym się z Gdyni w kierunku Sopotu. Takie zgłoszenia miały trafić do policjantów jeszcze przed wypadkiem.