Komisja przyjęła uchwałę, w której zwróciła się do Prezydium Sejmu o "wystąpienie do prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, by stawił się przed komisją, celem złożenia zeznań mogących mieć bardzo istotne znaczenie dla wyjaśnienia spraw do zbadania których komisja została powołana". Dziś nie było w Sejmie prezydenta, zeznawał za to Emil Wąsacz, były minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka. Były minister powiedział między innymi, że w czasie gdy kierował resortem, bywał u niego Jan Kulczyk, co było związane z prywatyzacją TP SA. - W tym czasie Kulczyk nie interesował się pierwszym etapem prywatyzacji PKN Orlen - dodał Wąsacz. Zaznaczył, że nigdy nie bywał u niego lobbysta Marek Dochnal. Wąsacz zeznał też, że 29 i 30 czerwca 2000 roku, podczas posiedzenia zarządu Nafty Polskiej w Londynie, byłem jedynie gościem. To podczas tych obrad ustalono cenę II transzy sprzedaży akcji PKN Orlen. Wyniosła ona 20,5 zł. Wąsacz powiedział we wtorek komisji, że Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy Nafty, które ustaliło widełki ceny sprzedaży tych akcji (18-24 zł) odbyło się wcześniej w Polsce. Wąsacz jednoosobowo podejmował decyzje jako Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy, ponieważ Skarb Państwa jest 100 proc. właścicielem Nafty Polskiej. Wąsacz powiedział najpierw, że w Londynie odbyło się formalne Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy Nafty Polskiej. Pytający o to Roman Giertych (LPR) przypomniał, że w takim razie odbyło się to niezgodnie ze statutem Nafty Polskiej, w myśl którego WZA mogło się odbywać tylko na terytorium Polski. Gdy posłowie debatowali nad wnioskiem o przerwanie przesłuchania Wąsacza, zgłoszony przez Konstantego Miodowicza (PO), byłego minister skontaktował się z córką, która zwróciła mu uwagę na błąd w zeznaniach w sprawie spotkania w Londynie. Miodowicz chciał, by przerwać przesłuchanie i zwolnić Wąsacza, bo uznał, że jego wezwanie przed komisję jest jałowe, nie wnosi nic nowego, pozwala tylko na posłom na oratorskie popisy. Komisja nie przyjęła tego wniosku. - WZA odbyło się na terenie Polski. Natomiast zarząd Nafty Polskiej, ze względu na wagę decyzji (ustalenia ceny akcji PKN oraz wielkości ich puli dla inwestorów krajowych i zagranicznych - red.) poprosił mnie o obecność w Londynie i było to posiedzenie zarządu, a nie było formalne WZA - wyjaśnił Wąsacz po rozmowie z córką, którą - jak mówił - prosił o sprawdzenie faktów. Podczas czterogodzinnego przesłuchania Wąsacz powiedział, że - jego zdaniem - Andrzej Modrzejewski zasłużenie wygrał konkurs na stanowisko prezesa PKN Orlen. Dodał, że zasady konkursu były przejrzyste. Według byłego ministra, Modrzejewski sprawdził się na tym stanowisku. Wąsacz mówił, że nie było politycznych nacisków na wybór Modrzejewskiego. Powiedział, że to komisja konkursowa wyłoniła zwycięzcę i przedstawiła mu go do akceptacji. Nie słyszał też, aby z konkursu pod naciskiem polityków AWS wycofywali się konkurenci Modrzejewskiego. Wąsacz podkreślił, że w czasie gdy Modrzejewski startował w konkursie, nie znał go. Wąsacz powiedział, że początkowa idea konkursu związana była z planami resortu, by połączyć w jeden organizm dwie duże firmy: CPN i Petrochemię Płock. Żeby sprawnie przeprowadzić to połączenie Rada Ministrów postanowiła, że do konkursu, z którego wyłonione zostaną władze nowego podmiotu, staną zespoły kandydatów na poszczególne stanowiska w zarządzie. B. minister skarbu - powiedział, że do tej wersji konkursu stanęły trzy zespoły - pierwszy składający się z ludzi z ówczesnej Pertochemii Płock, drugi - związany z CPN i trzeci, na którego czele stanął ówczesny wiceminister skarbu Janusz Michalski. - Uznałem, że żaden z tych zespołów nie przeprowadzi sprawnego połączenia CPN i Petrochemii Płock. Poza tym to, że do konkursu stanął wiceminister Michalski uznałem za naruszenie etyki - powiedział Wąsacz. Michalski został więc "poproszony o dymisję", a Wąsacz złożył wniosek do Rady Ministrów o zatwierdzenie nowych zasad konkursu na prezesa projektowanego podmiotu (PKN Orlen), który - po objęciu stanowiska - miałby swobodę w dobieraniu sobie współpracowników. Do tego konkursu zgłosił się Andrzej Modrzejewski i wygrał. Pytany o powody swojego odejścia z urzędu w lipcu 2000 roku powiedział, że po trzech latach złożył dymisję bo miał dość tego, wypalił się i był zmęczony.