Po godzinie szóstej na granicę polsko-białoruską przyjechał duży samochód ciężarowy. Przywiózł żołnierzy, którzy wspomagają Straż Graniczną i policję w ochronie tego odcinka granicy przed nielegalnym przejściem na teren RP cudzoziemców przebywających po białoruskiej stronie. Naprzeciw obozowiska migrantów, które niezbyt szczelnie zasłaniają pojazdy polskich służb i wojska, przebywają od wielu dni m.in. wolontariusze Fundacji Ocalenie. Kilkadziesiąt przeważnie młodych osób mieszka w miasteczku namiotowym, w którym od soboty przybyły dwa duże namioty typu wojskowego. "Myśleliśmy, że przyjechali po nas" Aktywiści za pomocą lornetek obserwują, co dzieje się w obozowisku migrantów, notują działania wojska, policji i Straży Granicznej. - Na szczęście nie sprawdziły się nasze obawy, że policja zechce nas stąd usunąć. Wczoraj przyjechało dużo policjantów i żołnierzy, myśleliśmy, że przyjechali po nas" - mówi jedna z wolontariuszek. ZOBACZ: Durczok w końcu się zdecydował! Wielka zmiana w życiu dziennikarza W niedzielę około siódmej do Usnarza Górnego przyjechało kilka policyjnych radiowozów. Straż Graniczna patrolowała drogi wzdłuż granicy polsko-białoruskiej. Patrole można zobaczyć szczególnie często między Usnarzem Górnym a Krynkami. Od około trzech tygodni po białoruskiej stronie granicy koczuje grupa migrantów. Przejście do Polski uniemożliwiają im Straż Graniczna policja i wojsko. Według informacji Straży Granicznej w obozowisku jest 24 lub nieco więcej osób. Fundacja Ocalenie, której pracownicy i wolontariusze są w Usnarzu Górnym, czyli po polskiej stronie, i komunikują się z imigrantami przez megafony, otrzymuje od nich informacje, że w obozie przebywają 32 osoby.