Do wsi Usnarz Górny, nieopodal której po białoruskiej stronie granicy koczują cudzoziemcy, przyjeżdża coraz więcej osób chcących wyrazić solidarność z migrantami. Na łące znajdującej się kilkaset metrów od granicy powstało miasteczko namiotowe z kuchnią polową i toaletą. W miejscu, gdzie jeszcze tydzień temu było kilku przedstawicieli tej fundacji, które próbowały pomóc obcokrajowcom koczującym na granicy, obecnie przebywa kilkadziesiąt osób w różnym wieku. Pod wysokim namiotem zorganizowali kuchnię polową. Przygotowują posiłki na dużych przenośnych kuchenkach turystycznych. - Mamy swoje zapasy, ale także wiele produktów ofiarowanych nam przez przyjeżdżających tu ludzi - mówi kobieta krzątająca się w kuchni. Obok niej na zaimprowizowanym stole piętrzy się sterta naczyń z grubej folii aluminiowej. Jest nawet regulamin obozowiska Przy kuchni na dużej tablicy przypięto kartkę z regulaminem obozowiska. Zabrania on m.in. śmiecenia, zobowiązuje do zachowania porządku, a także nakazuje uprzejme zachowanie wobec mundurowych pełniących służbę przy granicy. Wielkimi literami wypisany jest zakaz spożywania alkoholu. Na parkingu, który znajduje się na skraju wsi, ustawiono przenośną toaletę. Parking i droga prowadząca do granicy są szczelnie wypełnione wozami transmisyjnymi stacji telewizyjnych i radiowych. Do Usnarza Górnego przyjechał w piątek ks. prof. Alfred Wierzbicki z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. - Jestem tu, aby mój głos w tej sprawie był słyszalny - podkreśla. - Powinno się współczuć tym ludziom, ale i rozumieć, że prawo do azylu jest naturalnym prawem człowieka, a państwo polskie gwałci to prawo - ocenia. "To sytuacja wyjątkowa" Według niego, należy jak najszybciej zabrać tych ludzi do ośrodków w Polsce, dać im jeść, zapewnić opiekę medyczną oraz rozpocząć procedurę azylową. - To jest sytuacja wyjątkowa. Nie można dopuścić do dramatu - zaznacza. - Jest to sytuacja oburzająca, żeby 32 osoby w tak nieludzkich warunkach były przetrzymywane na granicy - stwierdza ks. Wierzbicki. Profesor KUL podaje taką samą liczbę koczujących jak przedstawiciele Fundacji Ocalenie, która zabiega o objęcie migrantów przez Polskę międzynarodową ochroną. - Jesteśmy pewni, co do tej liczby. Mamy fotografie tych osób, a także listę ich nazwisk. Mamy także nagrania wideo świadczące o tym, że to są ci sami ludzie - mówi Marianna z Fundacji Ocalenie. Straż Graniczna informuje, że z obserwacji funkcjonariuszy wynika, że po białoruskiej stronie koczują 24 osoby. Obcokrajowcy koczują od kilkunastu dni po białoruskiej stronie granicy, nieopodal Usnarza Górnego, niewielkiej wioski w woj. podlaskim. Policjanci tworzą kordon w odległości kilkuset metrów od granicy i nie przepuszczają nikogo. Wojskowe i policyjne samochody zasłaniają obozowisko znajdujące się po białoruskiej stronie. Przez lornetkę można jedynie zobaczyć poszycie namiotów oraz czasami fragment sylwetki ludzkiej. Natomiast widoczni są białoruscy funkcjonariusze, który w długim szeregu znajdują się na wysokości swojej granicy. Zza samochodów wojskowych unosi się dym ognisk.