Policja i Straż Graniczna rozluźniła kordon, który do tej pory zasłaniał grupę migrantów, dzięki czemu można przez lornetkę zobaczyć rozłożone na namiotach śpiwory. W części, której nie zasłaniają pojazdy polskich służb widać suszące się na kiju części garderoby oraz stojących mężczyzn. Zza zarośli unosi się dym. Naprzeciwko koczowiska cudzoziemców, w odległości kilkuset metrów znajduje się obozowisko utworzone przez wolontariuszy Fundacji Ocalenie. W sobotę przyjechał ambulans z rejestracją z woj. śląskiego. Ratownicy próbowali przyjść z pomocą medyczną koczujący cudzoziemcom, lecz nie zostali wpuszczeni przez polskie służby w pobliże granicy. Karetka zakopała się w błocie. Z pomocą przyszedł jeden z mieszkańców Usnarza. Przyjechał traktorem i wyciągnął ambulans. Gorączka i krew w moczu Jak informowała w mediach społecznościowych fundacja Ocalenie ratownicy medycznej chcieli pomóc koczującym, ze względu na ich problemy ze zdrowiem. U 10 osób pojawiła się gorączka oraz krew w moczu. "10 osób z gorączką i krwią w moczu. SG nie przepuszcza karetki. Twierdzi, że to decyzja do podjęcia przez MSW". Od kilkunastu dni po białoruskiej stronie granicy koczuje grupa migrantów. Przejście do Polski uniemożliwiają im SG policja i wojsko. Według informacji Straży Granicznej, w obozowisku jest 24 lub nieco więcej osób; fundacja Ocalenie, której pracownicy i wolontariusze są w Usnarzu Górnym, czyli po polskiej stronie i komunikują się z imigrantami za pomocą megafonów, otrzymuje od nich informacje, że w obozie są 32 osoby. ZOBACZ: Marzena Rogalska potwierdziła najgorsze! "Nie zdążyliśmy pomóc..."