Prokuratura domagała się kary 10 lat więzienia i uznania, że śmierć Przemyka to zbrodnia komunistyczna zgodnie z ustawą o Instytucie Pamięci Narodowej. Obrońca żądał uniewinnienia, twierdząc, że nie ma dowodów winy jego klienta. Formalnie oskarżonemu groziła kara do 10 lat więzienia. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia, wskazując na szeroko zakrojoną w MSW akcję mataczenia w śledztwie powiedziała, że sąd nie wierzy tendencyjnym zeznaniom złożonym przez milicjantów. Są one sprzeczne, co miało doprowadzić i doprowadziło do tego, iż nie da się ustalić, jaki był rzeczywisty przebieg pobicia Przemyka. Jedynym świadkiem, którego zeznania sąd uznał w całości za wiarygodne, jest przyjaciel Przemyka Cezary F., który jednak - jak podkreślił sąd - nie wskazał bezpośrednio na Ireneusza K, jako tego, który bił Przemyka. Sąd przyznał, że F. po całej sprawie aż do dziś przeżywa "horror" m.in. z powodu "opieki", jaką roztoczył nad nim po 1983 roku aparat MSW. Wyrok jest nieprawomocny. Niezależnie od sprawy sądowej, własne, niezależne śledztwo w tej sprawie prowadzi Instytut Pamięci Narodowej, który bada, kto utrudniał wyjaśnienie zbrodni. Grzegorz Przemyk został pobity przez milicję w maju 1983 roku w komisariacie przy Jezuickiej w Warszawie. Zatrzymano go, gdy wraz z kolegami świętował na Starówce zdane egzaminy. Pobity, zmarł w szpitalu. Ireneusz K. nie przyznaje się do zabicia Przemyka. Nadal jest policjantem, pracuje w komendzie w Biłgoraju.