O umorzenie nie wystąpiła żadna ze stron, sąd zajął się sprawą z urzędu. Jego decyzja oznacza, że proces w tej sprawie nie odbędzie się. Decyzja jest nieprawomocna i można ją zaskarżyć. Prokuratura rozważy to po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem, które ma być gotowe 25 lipca. Uzasadniając decyzję o umorzeniu asesor Łukasz Ciszewski zaznaczył, iż "nie ulega wątpliwości, że działanie oskarżonych było wysoce naganne i nieetyczne", brak jednak dowodów, że naraziły one noworodki na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia oraz przemocą zmuszały je do określonego zachowania (chodzi m.in. o wkładanie do kieszeni fartucha i przykładanie do twarzy), co zarzucała pielęgniarkom prokuratura. Zdaniem sądu, przedstawione przez prokuraturę dowody w ogóle nie uzasadniają tezy postawionej w akcie oskarżenia, tym bardziej że za niewinnością pielęgniarek jednoznacznie przemawia także opinia lekarsko-sądowa. Biegły uznał, że zachowanie kobiet w żaden sposób nie przyczyniło się do pogorszenia stanu zdrowia dzieci, a śmierć jednego z nich była efektem głębokiego wcześniactwa, połączonego z wrodzoną infekcją. - Dowody powołane przez prokuratora zupełnie nie potwierdzają tezy przez niego postawionej. Należy podkreślić, iż rolą oskarżyciela publicznego jest poszukiwanie dowodów, a sąd z urzędu przeprowadza dowody jedynie w sytuacji, gdy nie wiąże się to z koniecznością ich poszukiwania. Organy ścigania nie mogą ulegać presji mediów i winny tak kompletować dowody, aby przemawiały za stawianym zarzutem - argumentował sąd. Zdaniem składu orzekającego, prokurator stawiając zarzut musi opierać się na dowodach, a nie jedynie na własnym przekonaniu, a przy braku faktycznych podstaw oskarżenia postępowanie należy umorzyć. Przedstawicielka prokuratury argumentowała natomiast, że choć opinia lekarsko-sądowa wyklucza możliwość pogorszenia stanu dzieci z powodu zachowania pielęgniarek, to jednak - jak mówiła - "doświadczenie życiowe" podpowiada inaczej, dlatego prokuratura sprzeciwiała się umorzeniu. Nawet gdyby sąd zgodził się z tezą prokuratora - mówił asesor Ciszewski - to jest wysoce wątpliwe, czy zachowanie pielęgniarek można zakwalifikować jako czyny zarzucone im w akcie oskarżenia. W przypadku zmuszania dzieci do określonych zachowań bez zgody ich prawnych opiekunów sprawca może bowiem odpowiadać, ale wówczas, gdy wystąpi skutek takiego działania, a w tym przypadku - zdaniem biegłych - tak nie było. Z decyzji sądu cieszyli się pełnomocnicy oskarżonych. Zdaniem jednego z nich, mec. Bartłomieja Piotrowskiego, wobec braku dowodów winy i podstaw do oskarżenia sprawa powinna być umorzona już na etapie postępowania przygotowawczego. Drugi z obrońców, mec. Henryk Wcisło, dowodził, że w okoliczności tej sprawy od początku wskazywały na brak jakichkolwiek dowodów, poza zdjęciami, których ocena to kwestia interpretacji oglądających. Do incydentu doszło we wrześniu 2005 roku. Opublikowane jesienią w prasie zdjęcia, na których pielęgniarki trzymają dwa niespełna kilogramowe wcześniaki, wkładając jedno z dzieci do kieszeni fartucha, zaszokowały opinię publiczną. Pielęgniarki tłumaczyły, że sfotografowały się z dziećmi na pamiątkę, chcąc pokazać rodzinie, jakimi maluchami się opiekują. Wyjaśniały, że zdjęcia zrobiono podczas rutynowego ważenia dzieci. Krótko po opublikowaniu zdjęć prokuratura zarzuciła podejrzanym narażenie wcześniaków na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, za co grozi do pięciu lat więzienia. Śledztwo trwało półtora roku; dużo czasu zajęło przede wszystkim ustalenie tożsamości dzieci. Kobiety nie przyznały się do zarzutów, choć nie negowały samego zdarzenia. Jedno z dzieci ze zdjęć zmarło, jednak - co wykazały ekspertyzy - na pewno nie było to efektem zachowania pielęgniarek. Sekcja zwłok małego Mateusza wykazała liczne przyczyny śmierci chłopczyka, który urodził się pod koniec 6. miesiąca ciąży z wieloma wadami, w bardzo ciężkim stanie. Drugie dziecko ze zdjęć, Paulina, żyje i jest w dobrej kondycji. To ona na jednej z fotografii była w kieszeni pielęgniarskiego fartucha. Miała wtedy niespełna miesiąc. Gdy się urodziła, ważyła 680 gramów. Obie pielęgniarki, 33-letnia dziś Beata K. i 30-letnia Karina T., zostały zwolnione z pracy - najpierw dyscyplinarnie, potem jednak dyrekcja szpitala zgodziła się, aby odeszły za porozumieniem stron. W środę sąd uchylił zastosowany wcześniej wobec nich zakaz wykonywania zawodu pielęgniarki.