Postępowanie umorzono 9 maja wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełniania czynu zabronionego - poinformował w poniedziałek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura. W ramach tego postępowania umorzono też - wobec braku znamion czynu zabronionego - wątek dotyczący uszkodzenia dowodu osobistego Merty. W komunikacie prasowym Ślepokura podkreślił, że w ramach śledztwa m.in. przesłuchano w charakterze świadków żołnierzy Żandarmerii Wojskowej, którzy uczestniczyli w czynnościach związanych z oględzinami miejsca katastrofy, a także pracowników Ambasady RP w Moskwie i Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W toku postępowania ustalono, że przedmioty należące do Tomasza Merty zostały po uprzednim umieszczeniu w worku foliowym, za pośrednictwem ambasady w Moskwie przekazane do MSZ, gdzie po pobieżnej ocenie, że worek ten nie zawiera przedmiotów pamiątkowych, ze względu na zagrożenie sanitarno-epidemiologiczne, podjęto decyzję o ich utylizacji. W 2011 r. PAP pisała, że pracownik MSZ miał m.in. powiedzieć, że dowód znajdował się w worku, który zamierzano zutylizować. "Nie zdawano sobie sprawy, że w środku mogą być dokumenty osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej" - mówił wtedy informator PAP. Sprawę zniszczenia dowodu Merty opisał wtedy "Nasz Dziennik". Według gazety dowód wydany rodzinie miał wyraźne ślady nadpalenia. - Zebrane w toku śledztwa dowody nie pozwoliły zarazem na uznanie, że rzeczy należące do Tomasza Merty w postaci m.in. złotej obrączki i zegarka, a także złoty sygnet Wojciecha Seweryna zostały skradzione - dodał Ślepokura. Według niego w odniesieniu do rzeczy Merty niewątpliwym jest, że po katastrofie stwierdzono obecność obrączki, która wraz z portfelem została przekazana do ambasady w Moskwie. - Co do sygnetu Seweryna nie uzyskano żadnych dowodów, które wskazywałyby, że sygnet ten został odnaleziony po zaistniałym zdarzeniu - podkreślił Ślepokura. Decyzja o umorzeniu śledztwa nie jest prawomocna. Osobom najbliższym przysługuje zażalenie na tę decyzję.