Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Monika Lewandowska, śledztwo umorzono z powodu "niewykrycia sprawców" - w wątku ujawnienia ściśle tajnych informacji z weryfikacji i likwidacji WSI oraz z powodu "znikomej szkodliwości społecznej" - w wątku wykorzystania tych informacji przez media. Lewandowska powiedziała, że chodziło o publikacje następujących mediów: TVP "Wiadomości", TVP3, "Nasz Dziennik" i "Wprost". Postanowienie o umorzeniu, wydane ostatniego dnia czerwca, jest nieprawomocne. Prokuratura wszczęła śledztwo po licznych przeciekach do mediów. Podstawą postępowania był artykuł Kodeksu karnego przewidujący karę od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia dla tego, kto ujawnia lub wbrew przepisom ustawy wykorzystuje informacje stanowiące tajemnicę państwową. Czynności śledcze powierzono Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w której kompetencjach leży m.in. "rozpoznawanie, zapobieganie i wykrywanie przestępstw naruszenia tajemnicy państwowej". Według Sądu Najwyższego przestępstwo to popełnia nie tylko urzędnik, który udostępnia tajemnicę mediom, ale także dziennikarz, który ją publikuje. Taką uchwałę SN z 2009 r. krytykowało środowisko dziennikarskie, bo wcześniej utrwalił się pogląd, że za takie przestępstwo odpowiadają tylko urzędnicy, którzy dokonują pierwotnego ujawnienia. Śledztwo w sprawie "przecieków" do mediów informacji z procesu weryfikacji WSI zapowiedział w styczniu 2007 r. ówczesny prokurator krajowy Janusz Kaczmarek. Rozpoczęte jesienią 2006 r. przecieki do mediów dotyczyły m.in. związków z WSI m.in. Andrzeja Grajewskiego (b. szefa Kolegium IPN), b. ambasadora w Indiach Krzysztofa Mroziewicza oraz zwerbowanych przez tajne służby wojska PRL Milana Suboticia z TVN i Piotra Nurowskiego z Polsatu. Zaprzeczali oni współpracy z WSI - niektórzy jak np. Nurowski (zginął w katastrofie smoleńskiej) wygrali procesy z MON za opisanie ich potem w raporcie. Politycy mówili wtedy, że źle się stało, iż wycieki nastąpiły jeszcze przed ujawnieniem raportu z weryfikacji WSI. Ówczesny szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego i szef Komisji Weryfikacyjnej WSI Antoni Macierewicz nazywał przecieki "skandalicznymi". Dodawał, że "może zagwarantować, iż takie informacje nigdy nie wypłynęły i nie wypłyną ze służb i instytucji, za które jest odpowiedzialny". WSI - powołanym w 1991 r., a rozwiązanym jesienią 2006 r. przez rząd PiS - zarzucano wiele nieprawidłowości, m.in. brak weryfikacji z PRL, tolerowanie szpiegostwa na rzecz Rosji, udział w aferze FOZZ, nielegalny handel bronią, dziką lustrację b. wiceszefa ABW. Opisano je w ujawnionym w lutym 2007 r. przez prezydenta Kaczyńskiego raporcie sygnowanym przez Macierewicza. Ujawnienie raportu nie oznaczało zniesienie klauzul tajności z akt WSI. Trwa kilkanaście procesów wytoczonych MON przez osoby z raportu. Sądy prawomocnie nakazały już MON przeprosiny wobec części z nich. Sądy oddalają zas pozwy kierowane wobec Macierewicza. Od jesieni 2007 r. warszawska prokuratura prowadzi zaś śledztwo ws. domniemanego przekroczenia uprawnień przez autorów raportu oraz zniesławienia osób w nim wymienionych. W 2008 r. Trybunał Konstytucyjny uznał za sprzeczne z konstytucją m.in. pozbawienie osób z raportu prawa do wysłuchania przez komisję weryfikacyjną, prawa dostępu do akt sprawy oraz odwołania do sądu od decyzji o umieszczeniu w raporcie. Lech Kaczyński po tym wyroku zdecydował nie ujawniać przygotowanego przez Macierewicza aneksu do raportu. Na podstawie raportu wszczęto kilka śledztw w sprawie przestępstw WSI. Nie ma żadnego wyroku skazującego - podkreślał wiele razy jeden z ostatnich szefów WSI gen. Marek Dukaczewski. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie w maju br. umorzyła śledztwo prowadzone z zawiadomienia szefa b. Komisji Weryfikacyjnej WSI. Dotyczyło ono podejrzenia popełnienia takich przestępstw oficerów WSI jak "branie udziału funkcjonariuszy WSI w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym"; przekraczanie uprawnień służbowych oraz podejrzenie usunięcia i niszczenia dokumentów.