Według rosyjskiej gazety, jest to jeden z tematów rozmów, jakie od piątku prowadzą w Moskwie szefowie ukraińskiego Naftohazu, Ihor Dydenko i Wołodymyr Trikolicz. Porozumienie w tej sprawie pozwoliłoby Ukrainie uniknąć zapłacenia wysokiej kary za nieodebranie zakontraktowanego gazu. Według nieoficjalnych szacunków, chodzi o ponad 1,5 mld dolarów. W styczniu Rosja i Ukraina uzgodniły, że Naftohaz kupi w tym roku od Gazpromu 40 mld metrów sześciennych paliwa za ponad 9 mld USD. Jednak z powodu kryzysu finansowego i spadku zużycia gazu strona ukraińska nie odbiera części zamówionego surowca. Na początku marca Moskwa deklarowała gotowość do skorygowania kontraktu. Premier Rosji Władimir Putin obiecał nawet, że strona rosyjska nie będzie egzekwować od Ukrainy kary za nieodebrany gaz. - Nie można dobijać partnera - oświadczył wówczas Putin. Umowa w tej sprawie miała zostać zawarta podczas rosyjsko- ukraińskich konsultacji międzyrządowych na szczeblu premierów, które były planowane na 8 kwietnia w stolicy Rosji. Putin i szefowa rządu Ukrainy Julia Tymoszenko mieli także omówić warunki przyznania Kijowowi przez Moskwę kredytu stabilizacyjnego w wysokości 5 mld dolarów. Sytuacja uległa jednak zmianie na początku tego tygodnia. Po podpisaniu przez Ukrainę i Unię Europejską deklaracji w sprawie modernizacji ukraińskiej sieci przesyłu gazu Rosja odwołała konsultacje z Ukrainą. Źródło na Kremlu, cytowane przez agencję ITAR-TASS, przekazało, że rozmowy Putina z Tymoszenko zostały odroczone na czas nieokreślony. W podpisanym w poniedziałek w Brukseli przez Ukrainę i UE dokumencie Kijów - w zamian za wsparcie finansowe, oceniane wstępnie na 2,5 mld dolarów - zobowiązał się do zapewnienia większej przejrzystości w dostępie do swoich gazociągów, a także do równego traktowania wszystkich inwestorów. Deklaracja przewiduje m.in. utworzenie niezależnej spółki, która zarządzałaby systemem przesyłu gazu na Ukrainie oraz dopuszczenie firm z UE do podziemnych magazynów surowca na ukraińskim terytorium. Strona ukraińska zaproponowała też zwiększenie przepustowości swoich gazociągów tranzytowych o 60 mld metrów sześciennych rocznie, co - jej zdaniem - mogłoby stanowić alternatywę wobec forsowanych przez Gazprom gazociągów Nord Stream i South Stream, które mają omijać Ukrainę, Białoruś i Polskę. W odpowiedzi Rosja nie tylko odwołała rosyjsko-ukraińskie konsultacje międzyrządowe, ale również zagroziła rewizją współpracy energetycznej z Unią Europejską. Sprawa ta ma być jednym z tematów rozmów rosyjskiego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, które odbędą się we wtorek w Berlinie. W reakcji na ukraińsko-unijną deklarację Gazprom poparł też spółkę RosUkrEnergo (RUE) w jej sporze z Naftohazem przed Sądem Arbitrażowym w Sztokholmie. Rosyjski koncern przyjmował dotąd inne stanowisko - nie tylko nie popierał RosUkrEnergo, ale nawet obarczał spółkę odpowiedzialnością za styczniową wojnę gazową między Rosją i Ukrainą. W miniony wtorek Sąd Arbitrażowy w Sztokholmie wstępnie zapoznał się ze stanowiskami stron w postępowaniu, w ramach którego RUE domaga się od Naftohazu uregulowania wynoszącego 600 mln dolarów długu za gaz dostarczony w 2008 roku, a także zwrotu 11,5 mld metrów sześciennych surowca, przechowywanego w podziemnych magazynach na Ukrainie. Wartość tego paliwa szacowana jest na 3 mld USD. RosUkrEnergo jest zarejestrowana w Zug, w Szwajcarii. Należy w połowie do Gazpromu i do dwóch ukraińskich biznesmenów, Dmytra Firtasza i Iwana Fursina. Ten pierwszy - jak utrzymują rosyjskie media - jest sponsorem finansowym prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki i jego obozu politycznego.