Dokument zatytułowany jest "Centralne Biuro Antykorupcyjne w kontekście ustalonych faktów". Premier Donald Tusk przed kilkoma dniami wydał polecenie, aby zdjąć klauzulę poufności z raportu. Według mediów, nie odtajniono 11 stron raportu - w materiale przekazanym przez CIR nie ma mowy, że to tylko część raportu. Pitera mówiła wcześniej, że "można część odtajnić część, która nie naraża na szkodę państwa polskiego". "Trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy zaniechania legislacyjne były wynikiem zwykłego niedbalstwa (co jest oczywiście niedopuszczalne w działaniu żadnej instytucji publicznej), czy też było to działanie zamierzone, które pozwoliło na uznaniowość i dostosowanie środków do założonego z góry celu" - stwierdza się we wstępie do raportu. "Odpowiedź na to pytanie przybliży poznanie przyczyn fiaska najbardziej spektakularnych akcji: czy były one wynikiem nieprzygotowania służby do realizowania swych zadań, czy CBA oddziaływało na bieżącą politykę i czy to oddziaływanie było inspirowane. Na to pytanie musi odpowiedzieć sejmowa komisja śledcza" - czytamy w raporcie. Jako pierwszą opisuje on pisemną informację od - jak podano - "agenta CBA" - dla Pitery, złożoną w grudniu 2007 r. Z relacji agenta - który miał powierzone obowiązki organizatora wydziału analiz operacyjnych - wynika, że "z braku szaf na dokumenty, napływająca korespondencja stertami zalegała w kartonowych pudłach". Agent "sam kupował materiały piśmienne" i nie dysponował początkowo telefonem ani komputerem oraz "pisał ręcznie przez kalkę". Agentowi "nie wyrażano zgody na zatrudnianie ludzi", a praca organizacyjna "była dodatkowo paraliżowana przez spory kierownictwa CBA, nie mogącego uzgodnić kierunków działania CBA". Raport stwierdza, że w konsekwencji w wydziale "nie wypracowano metodologii sortowania pod kątem merytorycznym napływającej masowo korespondencji". Dalej raport przytacza pismo do premiera z września 2008 r., w którym pisano o "zagrożeniu dla ochrony informacji niejawnych przetwarzanych w systemach informatycznych". Według skarżącego, systemy te działają "bez odpowiednich procedur bezpieczeństwa", co powoduje m.in. "niekontrolowany dostęp do informacji niejawnych". Na kilku kolejnych stronach opisano ujawnioną przez prasę próbę podłączenia się CBA do bazy danych Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. "Udostępnianie danych ZUS do CBA ma charakter ekskluzywny i pozostaje poza jakąkolwiek kontrolą" - napisano w raporcie. Przytoczono wymianę listów między szefem CBA a prezesem ZUS w tej sprawie. Dalej raport głosi, że wiosną 2007 r. CBA ogłosiło zamówienie na kupno broni i amunicji, co nastąpiło jeszcze przed wydaniem odpowiedniego rozporządzenia upoważniającego CBA do kupowania broni - z lipca 2007 r. Dodano, że sprawę prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie (nie ma zaś mowy o tym, że z "braku znamion czynu zabronionego" sprawę umorzono jeszcze latem 2008 r., o czym wtedy prokuratura nie informowała; podała o tym dopiero w końcu listopada - red.). Raport opisuje dalej, jak CBA wynajęło swe siedziby w Katowicach i Lublinie "na wolnym rynku, z pominięciem procedury przetargowej". "CBA odmawia informacji na temat zasad i warunków wynajmowania tych siedzib, więc na przełomie III i IV kwartału br. zostanie podjęte postępowanie kontrolne" - napisano. Następna opisana sprawa to kwestia akt prokuratury w Gdańsku co do "sprawy Stoczni Gdynia", których prokuratura początkowo odmówiła udostępniania CBA. Potem podjęto decyzję o udostępnieniu tych akt CBA w siedzibie prokuratury. Raport podaje, że inspektorom CBA Agnieszce Doleckiej i Marcinowi Biełowieżcowi (ich nazwiska raport podaje w pełnym brzmieniu - red.) akta udostępniono w lipcu 2007 r., powiadamiając ich o braku zgody na kopiowanie akt. "Inspektorzy jednak najpierw podjęli próbę ich fotografowania, następnie zaczęli je głośno czytać, dokonując rejestracji przy pomocy telefonów komórkowych i dyktafonu" - napisano. Inspektorów pouczono, że nie zastosowali się do zaleceń porządkowych prokuratury, i że mogą wnieść o skopiowanie akt - "jednak nie pojawili się więcej". Kolejną częścią raportu jest rozdział pt. "CBA vs polityka". Na 25 stronach przypomniano - jako "studium przypadku" - operację specjalną CBA wobec posłanki PO Beaty Sawickiej. "Dalszy opis wypadków może potwierdzać, że tzw. sprawa Sawickiej pozostawała w silnym związku z wydarzeniami politycznymi" - napisano w raporcie. Przytoczono w nim wypowiedzi z konferencji prasowej szefa CBA Mariusza Kamińskiego i publikacje mediów o całej sprawie. W aneksie do raportu dołączono stenogramy podsłuchów rozmów Sawickiej z rozpracowującym ją agentem CBA. O raport zabiegali szef CBA Mariusz Kamiński, a także Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski. Przed kilkoma dniami RPO otrzymał raport. Pitera mówiła niedawno, że raport udostępniono także szefowi CBA . Pitera przekazała premierowi Tuskowi materiał dotyczący działalności CBA w grudniu 2007 r. W lutym br. w sejmowej komisji tłumaczyła, że raport jest jedynie notatką powstałą w formie elektronicznej, nie ma podpisu, ani tytułu, nie posiada też oznaczeń kancelaryjnych. Później w kwietniu stwierdziła, że raport jest oficjalnym dokumentem opatrzonym klauzulą "tajne" i przechowywanym w kancelarii tajnej. Od początku nie chciała podawać żadnych jego szczegółów tłumacząc, "że jest materiałem pomocniczym, przygotowanym dla premiera, a nie informacją". Premier mówił w środę w Krakowie, że nie spodziewał się żadnych sensacji po raporcie. "Nie zlecałem minister ds. walki z korupcją Julii Piterze przeprowadzenia śledztwa przy pomocy działań operacyjnych, tylko zebranie informacji tak, aby wyrobić sobie opinię, czy minister (Mariusz) Kamiński przekroczył swoje uprawnienia i przesadził, kiedy był szefem CBA za rządów PiS. Tzn. mówiąc krótko, czy może dalej pełnić tę funkcję" - mówił Tusk.