Sąd pogratulował stronom właściwej postawy społecznej i umorzył postępowanie. Na mocy ugody prof. Zoll ma opublikować na antenie TOK FM i w "Rzeczpospolitej" oświadczenie, w którym stwierdza, że jeżeli celem działania posła Arkadiusza Mularczyka na rozprawie lustracyjnej przed Trybunałem Konstytucyjnym nie było przedłużenie postępowania, to on wyraża swoje ubolewanie i oświadcza, że nie miał intencji zniesławienia go. - Ta ugoda jest pewnym spotkaniem się pośrodku - powiedział po rozprawie Mularczyk. Jak dodał, mógłby ten proces prowadzić jeszcze przez rok albo dwa, ale uznał, że po dwóch latach emocje już opadły. Wziął także pod uwagę argumentację sądu, że ugoda ma pozytywny walor dla społeczeństwa. Podobnie jako "pewien kompromis i wyjście naprzeciw" oceniał ugodę prof. Zoll. - Uważam, że bardzo dobrze, że skończyła się sprawa - dodał. Sprawa dotyczy wypowiedzi prof. Andrzeja Zolla na antenie radia TOK FM 11 maja 2007 roku. Według Mularczyka, Zoll pomówił go stwierdzeniem, że "działając jako przedstawiciel Sejmu umyślnie wprowadził w błąd Trybunał Konstytucyjny i dążył do zablokowania jego prac podczas rozprawy ws. lustracji 10 maja" 2007 r. oraz innymi sformułowaniami. Sędziowie Trybunału Adam Jamróz i Marian Grzybowski zostali wówczas wyłączeni przez prezesa TK Jerzego Stępnia po tym, jak Mularczyk przekazał Trybunałowi notatkę nt. akt IPN o domniemanych związkach tych sędziów ze służbami specjalnymi PRL. Jak podał wtedy poseł, w IPN zachowały się zapisy rejestracyjne wywiadu PRL na ich temat; nie powiedział jednak, iż jeden odmówił współpracy, a drugiego zarejestrowano w czerwcu 1989 r. Prof. Zoll, pytany wówczas w TOK FM, czy poseł Mularczyk naruszył prawo, powiedział: "Uważam, że bardzo. Mieliśmy tu do czynienia z działaniem, które było wprowadzeniem w błąd, a w takim razie mieliśmy do czynienia ze złamaniem prawa". Wypowiedź ta - twierdził Mularczyk w pozwie - mogła go poniżyć i narazić na utratę zaufania potrzebnego do piastowania stanowiska posła na Sejm RP, a także wykonywania zawodu adwokata. Jak podkreślał Mularczyk, prof. Zoll wypowiedział się kategorycznie i jednoznacznie, iż popełnił on przestępstwo; pozwany naruszył tym jego dobra osobiste i konstytucyjną zasadę domniemania niewinności. Dlatego w pozwie domagał się przeprosin i 10 tys. zł zadośćuczynienia. W odpowiedzi na pozew prof. Zoll wnosił o oddalenie go podnosząc, że roszczenia Mularczyka są bezpodstawne. Wskazywał, że jego wypowiedź nie naruszyła dóbr osobistych powoda, ponieważ dokonał oceny publicznych działań polityka, a nie osoby, a - według niego - od takiej oceny publicznie znanych faktów nie może uchylić się profesor prawa karnego w sytuacjach mających szczególne znaczenie dla praworządności i funkcjonowania prawa karnego. Argumentował też, że swoboda wyrażania opinii o działalności publicznej polityków jest jedną z podstawowych funkcji demokracji. Przywoływał też przesłanki, na których budował swoją ocenę o dążeniu przez Mularczyka do odroczenia rozprawy przed TK. W piątek po rozpoczęciu procesu sąd wezwał strony do ugody, a te wyraziły chęć na pertraktacje. Arkadiusz Mularczyk powołał się na nieprzyjemności, jakich doznał i stwierdził, iż prof. Zoll powinien odwołać swoje sformułowania co najmniej w radiu TOK FM i w "Rzeczpospolitej". - Nie mogę też zrezygnować ze słowa przepraszam - podkreślił. Z kolei pozwany prof. Zoll stwierdził, że nieprzychylne komentarze, jakie dotknęły posła, nie dotyczyły jego wypowiedzi w radiu TOK FM, ale samego zachowania posła przed TK. Podczas zarządzonej przez sąd 40-minutowej przerwy strony uzgodniły treść ugody. Z tego powodu sąd umorzył postępowanie i pogratulował stronom rozwiązania sporu. Zdaniem obecnych na rozprawie dziennikarzy, do zawarcia ugody niewątpliwie przyczynił się sam sąd. - Miarą wielkości człowieka jest umiejętność rozwiązywania konfliktów - mówiła do stron sędzia Izabella Dyka podkreślając, że dzięki obecności mediów zawarcie ugody wpłynie niewątpliwie na społeczeństwo i przyczyni się do kształtowania właściwych postaw.