B. premier żądał początkowo od "Wprost" przeprosin i 100 tys. zł na cel dobroczynny. - Cóż, żałuję, że niewidome dzieci z Lasek nie dostaną tych pieniędzy, ale chodziło mi przede wszystkim o zakreślenie granic prywatności - mówił po zawarciu ugody. Przewiduje ona, że najpóźniej za dwa tygodnie na łamach "Wprost" ukaże się oświadczenie sygnowane przez naczelnego tygodnika Stanisława Janeckiego. Napisze on, że nie było zamiarem pisma naruszenie dóbr osobistych Oleksego, ale jeśli poczuł się dotknięty, to Janecki przeprasza. w zamian cofnie pozew i wszelkie roszczenia majątkowe. - To kończy sprawę - powiedział Oleksy po rozprawie. Sam proces sąd umorzył. "Mając na uwadze, że sposób wykorzystania fragmentów nagrań z prywatnej rozmowy, jaka 14 września 2006 r. odbyła się między Józefem Oleksym a Aleksandrem Gudzowatym (rozpowszechnienie jej na płycie CD), został odebrany negatywnie przez Józefa Oleksego, oświadczam, że zamiarem redakcji tygodnika "Wprost", która tę płytę dołączyła do wydania - nie było godzenie w jego dobra osobiste. Jeśli jednak Józef Oleksy poczuł się urażony tą publikacją, to z tego powodu przepraszam. Stanisław Janecki" - tak ma brzmieć oświadczenie. Opublikowanie w 2007 roku przez "Wprost" prywatnej rozmowy Oleksego z Gudzowatym z 2006 r., w której wyrażał on wątpliwość co do legalności majątku Aleksandra Kwaśniewskiego, niewybrednie wyrażał się też o innych liderach lewicy, skończyło się dla Oleksego odejściem z polityki. Tygodnik dołączył płytę z nagraniami rozmowy do swego papierowego wydania. Oleksy mówił Gudzowatemu m.in., że Kwaśniewski nie jest w stanie wytłumaczyć się z kupna 400-metrowego apartamentu w Wilanowie, z domu i posiadłości w Kazimierzu nad Wisłą oraz w Jazgarzewie koło Piaseczna. Oleksy mówił też o innych partyjnych kolegach, np. że w sierpniu 2006 roku syn Leszka Millera, Leszek junior, poszukiwał domu "do miliona dolarów". O ówczesnym szefie SLD Wojciechu Olejniczaku, że "jest narcyzem". - Nic nie umie, w żadnym języku słowa nie umie. To jest lider młodej, europejskiej lewicy?! Do cholery - cytowały media. O szefie klubu SLD Jerzym Szmajdzińskim Oleksy mówił: "Nie rozmawiam z nim w ogóle. Uważam go za buca nadętego"; o Marku Borowskim, że fałszował wydatki na kampanię wyborczą SdPl. Mówił również, że Krzysztof Janik jest "po cichu" zatrudniony u Jerzego Urbana. Sam szykował się do powrotu na polityczną scenę. - Ja bardzo dużo czytam, odświeżam umysł i k... będę jak brzytwa - powiedział biznesmenowi. We wtorek w rozmowie z dziennikarzami Oleksy nie ukrywał swego żalu do Gudzowatego, za błąd uważał nawiązanie z nim znajomości. Pytany, czemu zatem nie pozwał Gudzowatego skoro czuje się przez niego skrzywdzony, Oleksy przypomniał, że prokuratura bada, kto przekazał nagranie mediom. Gdy już zanosiło się na to, że proces ruszy - 8 miesięcy po złożeniu przez Oleksego pozwu - jego prawnicy, mecenasi Wojciech Wiza i Mariusz Paplaczyk oświadczyli, że wynegocjowali z pozwanymi ugodę, w myśl której naczelny "Wprost" Stanisław Janecki przeprosi Oleksego - o ile poczuł się dotknięty opublikowaniem nagrania. - Ta ugoda satysfakcjonuje po części obie strony - oświadczył na to pełnomocnik "Wprost", mec. Maciej Łuczak. Dziennikarzom wyjaśnił, że redakcja przyznaje, iż Oleksy mógł poczuć się dotknięty, ale nadal stoi na stanowisku, że dopuszczalne jest publikowanie rozmów osób publicznych, w których wyrażają one inne stanowisko niż oficjalne. - Mieliśmy tu do czynienia z konfliktem dwóch wartości - prawa do ochrony prywatności oraz prawa obywateli do informacji o istotnych wypowiedziach osób publicznych, które prywatnie wypowiadają się inaczej niż wtedy, gdy czynią to oficjalnie - dodał. Sędzia Jerzy Paszkowski zatwierdził ugodę i umorzył proces. Na mocy tej decyzji Oleksy odzyska 600 zł wpisu sądowego, nie będzie też innych kosztów procesu. - Gratuluję stronom ugody - powiedział sędzia na koniec.