Ludowcy osiągnęli w ostatnich wyborach sukces nienotowany od wielu lat - mają największą liczbę radnych, wprowadzili swoich przedstawicieli do każdego sejmiku. Samoobrona na ich tle poniosła klęskę. Jak to się stało? Politycy są przekonani, że najważniejsze były dwa czynniki: rola PSL w wydarzeniach politycznych poprzedzających wybory samorządowe oraz rozbudowane struktury i dobrzy kandydaci w terenie. - Spokój w rozmowach koalicyjnych z PiS, to, że nie podniecaliśmy się propozycjami wejścia do rządu, bardzo dobrze nam zrobił - mówi wiceprezes PSL . - Podczas negocjacji koalicyjnych pokazaliśmy, że jesteśmy partią suwerenną, nie idziemy na lep stołków - zaznacza Stanisław Kalemba. Za to w tym samym czasie traciła punkty. - Lepper wiele stracił, gdy najpierw został wyrzucony z rządu, a potem pokornie do niego wrócił. Przestał być dla ludzi wiarygodny - przekonuje Andrzej Grzyb. - Ludziom przestał się podobać język konfliktu, a my go unikaliśmy - dodaje Franciszek Stefaniuk. Oczywiście istotne było także to, że PSL ma mocne struktury w terenie. Wielu wójtów związanych jest właśnie z ludowcami. A często ludzie, przyznają politycy PSL, gdy już głosowali na wójta, popierali listę PSL do rady gminy, powiatu i sejmiku. Poza tym był jeszcze jeden powód - pierwszy raz od wielu lat PSL miało pieniądze na kampanię, bo w przeciwieństwie do poprzedniej kadencji PKW nie zakwestionowała jego sprawozdania finansowego. Zobacz nasz raport specjalny "Bitwa o samorządy"