Decydujące znaczenie dla powojennego kształtu Europy miała konferencja jałtańska. Skutkiem jej ustaleń część niemieckich ziem byłej III Rzeszy przyłączono do Związku Radzieckiego i do Polski. Czechosłowacja nie zyskała nic, mogła się tylko przyglądać, jak na północ od niej powstaje radziecka strefa okupacyjna Niemiec, a państwo polskie obejmuje w swą jurysdykcję niemal cały niemiecki Śląsk. Na terenach polskich Ziem Odzyskanych zamieszkiwała pewna liczba Czechów, np. we wsiach koło Kudowy Zdroju, Czesi jednak mieli apetyt nie tylko na ten rejon. W najdalej idących roszczeniach chcieli, aby polsko-czechosłowacka granica na rzece Odrze nie ograniczała się tylko do krótkiego odcinka między Bohuminem a Chałupkami na Górnym Śląsku, ale aby rzeka ta stanowiła linię graniczną na znacznie dłuższym dystansie - aż po Dolny Śląsk. Ponadto formułowali swoje roszczenia wobec okolic Raciborza, Płaskowyżu Głubczyckiego, Ziemi Kłodzkiej, a nawet zagłębia wałbrzyskiego.O krok od wojny Nie skończyło się tylko na odezwach i pogróżkach. Tuż po wojnie Czesi próbowali działać metodą faktów dokonanych. Jako przykład można wymienić próbę zajęcia obserwatorium meteorologicznego na Śnieżce - najwyższym szczycie Śląska i Czech, czy przypomnieć epizod Towarzystwa Przyjaciół Kłodzka - czeskiej organizacji prowadzącej działalność propagandową oraz dywersyjno-ideologiczną - zwalczanej przez Wojska Ochrony Pogranicza. Dowodem na to, że poważnie brano pod uwagę ewentualny konflikt graniczny między Czechosłowacją a Polską, jest m.in. wydarzenie w Tłumaczowie, gdzie 18 marca 1946 r. polscy kolejarze rozebrali liczący około 80 m odcinek toru na linii ze Ścinawki Średniej do Broumova. Możliwe, że w Dziewiętlicach u podnóża Gór Złotych z tego samego powodu zdemontowano odcinek toru prowadzący na czeską stronę. Tego typu działania miały uniemożliwić wjazd czechosłowackich pociągów z żołnierzami na terytorium polskie. Polacy również mieli swoje roszczenia względem sąsiada. Chodziło o część Górnego Śląska, zwaną Śląskiem Cieszyńskim, pozostającą w większości na terenie Czechosłowacji - umownie rzec biorąc, na zachód od rzeki Olzy. Negocjacje polsko-czechosłowackie na temat ewentualnej wymiany terytorialnej zaproponowała już w listopadzie 1945 r. strona polska. Doszło do nich rok później w Pradze, w dniach 16-25 lutego. Niestety, zarówno te jak i inne rokowania dotyczące ustalenia potencjalnych terenów do wymiany nie przyniosły efektów. Powód? Apetyty czechosłowackie były znacznie większe od tego, co proponowali Polacy. Co stanowiło kartę przetargową? Polscy negocjatorzy, w zamian za odzyskanie części Śląska Cieszyńskiego, skorzy byli oddać Czechosłowacji np. okolice Kudowy Zdroju, południową część powiatu bystrzyckiego z Międzylesiem, fragment Masywu Śnieżnika oraz Gór Bystrzyckich - tereny o wysokich walorach turystycznych i krajobrazowych - a także wieś Okrzeszyn, gdzie kilka lat później odkryto rudy uranu i zbudowano kopalnię. Propozycje te jednak pozostały tylko na papierze. Konflikt wisiał na włosku. Wojsko Polskie szykowało się do interwencji zbrojnej na terenie Śląska Cieszyńskiego. Na szczęście do niego nie doszło... Pod naciskiem władz radzieckich 10 marca 1947 r. doszło do podpisania układu o przyjaźni polsko-czechosłowackiej. Obie strony zobowiązały się, że w ciągu dwóch lat rozwiążą sporne sprawy terytorialne. Żadna jednak nie dotrzymała tego zobowiązania, gdyż kwestie te pozostały niezałatwione jeszcze przez dłuższy czas. Polacy nie potrafili pogodzić się z utratą części Śląska Cieszyńskiego, natomiast Czesi ubolewali nad faktem, że miejscowości z czeskimi autochtonami w Sudetach znajdowały się w granicach Polski. Do tego granica była dosyć mocno strzeżona, a możliwości jej przekraczania niezadowalające. Wystarczy powiedzieć, jak głośnym echem odbiło się tzw. otwarcie granicy, które nastąpiło 10 marca 1948 roku. Tak naprawdę tego jednego dnia granicę mogły przekraczać delegacje z obu stron w kilkunastu wyznaczonych miejscach, np. na Przełęczy Płoszczynie w Masywie Śnieżnika czy na Śnieżce w Karkonoszach. Niedługo potem rozeszła się fałszywa pogłoska, jakoby kolejne otwarcie granicy miało nastąpić 1 maja. W związku z tym ludność terenów przygranicznych zaczęła masowo wykupywać towary w celu dokonania wymiany handlowej. Gdy w Czechosłowacji nastąpił komunistyczny przewrót, a w Polsce rozpoczął się - można powiedzieć umownie, że w 1948 r. - okres stalinizmu, szlaki turystyczne wiodące wzdłuż granicy lub w jej pobliżu - w polskiej części Karkonoszy i Gór Izerskich - zostały decyzją WOP zamknięte. Same zaś Wojska Ochrony Pogranicza w latach 1949-1954 podlegały Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Nie było w tym czasie woli, aby dokonać korekt granicznych. Sześć procent zysku Czy takie korekty były w ogóle potrzebne? Z jakiego względu? Już wkrótce obie strony doszły do wniosku, że granicę należy poprawić. Polsko-czechosłowacka linia graniczna w Sudetach miała taki przebieg, jak granica III Rzeszy z Czechosłowacją do 1938 roku. Ta zaś była, jeśli można to tak nazwać, spadkobierczynią dawnej granicy prusko-austriackiej. Przebieg granicy w niejednym miejscu wytyczony został w sposób zadziwiający. Wyznaczona w pierwszej połowie XVIII w. granica, podzieliła np. istniejące wioski na dwie części. Wymienię chociażby Pielgrzymów u wschodniego podnóża Gór Opawskich. Granica posiadała wiele meandrów, zakosów, wcięć i załomów, które, niewykluczone, wynikały z ówczesnych stosunków własnościowych. Z punktu widzenia urzędników ministerialnych z Pragi i Warszawy, może były to szczegóły, ale dla ludności pogranicza stanowiły codzienne utrudnienia. U schyłku okresu stalinowskiego, w 1954 r., strona polska ponownie wystąpiła z propozycją podjęcia rozmów o regulacji przebiegu granicy. Negocjacje rozpoczęto w Pradze we wrześniu 1955 r., a zakończono 13 czerwca 1958 r., gdy w Warszawie podpisano umowę o ostatecznym wytyczeniu granicy. W literaturze przedmiotu podaje się, że weszła ona w życie 14 lutego 1959 roku. Czy rzeczywiście na tym sprawa się zakończyła? Otóż nie... Piotr Pałys, badacz zagadnienia czechosłowackich roszczeń terytorialnych względem Polski, określił rezultat korekty granicznej, jako kosmetyczne zmiany. Prawdą jest, że nie doszło do tak spektakularnej wymiany terytoriów, jaka miała miejsce kilka lat wcześniej między Polską a Związkiem Radzieckim. Polacy odstąpili okolice Sokala, a uzyskali część Pogórza Bieszczadzkiego z Ustrzykami Dolnymi. Dzięki temu utworzone później Jezioro Solińskie znalazło się w całości w granicach Polski. Ale moim zdaniem zmiany na granicy polsko-czechosłowackiej mogły się wydawać kosmetycznymi tylko w zestawieniu z ogromnymi apetytami obu stron z okresu tuż po wojnie. Wymiernym efektem było skrócenie linii granicznej z 1390,5 km do 1309,5 km. Uzyskano to prostując w wielu miejscach granicę, likwidując zakręty i różne, dziwne załomy. Trudno oszacować, jakie znaczenie gospodarcze miało skrócenie łącznej długości granicy polsko-czechosłowackiej o 81 km, tak jak trudno policzyć, o ile zmniejszono koszty utrzymania pasa granicznego. Z wyrównania i uproszczenia linii granicznej największą korzyść mogli odnieść rolnicy uprawiający pola przy granicy, oraz leśnicy prowadzący na pograniczu gospodarkę leśną. Polikwidowano uciążliwe załomy graniczne, wpijające się w terytorium sąsiedniego państwa. Ustanowienie nowego przebiegu granicy wiązało się z poważnymi konsekwencjami wobec mieszkańców tych budynków lub całych miejscowości, które nagle, z dnia na dzień, znalazły się w granicach drugiego państwa. Trzeba pamiętać, że jeszcze do 21 grudnia 2007 r. przekraczanie granicy polsko-czechosłowackiej, a potem polsko-czeskiej, w dowolnym miejscu było niemożliwe i oznaczało wykroczenie graniczne bądź też przestępstwo graniczne. Granicę można było przekroczyć tylko w nielicznych przejściach, a do tego w ściśle wyznaczonych godzinach ich otwarcia - zazwyczaj tylko w dzień. Mając to na uwadze, podczas spotkania granicznego w Ostrawie odbytego w dniach od 10 do 12 grudnia 1958 r. ustalono, że obywatelom polskim, którzy pozostaną po zmianie granic na terytorium Czechosłowacji, należy umożliwić przekraczanie granicy w małym ruchu granicznym - niestety tylko w wyznaczonych przejściach małego ruchu granicznego. Strona polska zobowiązała się, że dołoży wszelkich starań, by do 15 V 1959 r. przesiedlić swoich obywateli na terytorium Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Porzucone przecinki Przesiedlenia nie oznaczały masowego exodusu. Najwięcej osób musiało opuścić swe domostwa w dwóch górnośląskich miejscowościach. Przygraniczny polski Krasów, położony w woj. opolskim, od czasu wymiany granicznej nosił nazwę Šubrtova Kraš, a potem Krasov. Obecnie jest to część miasta Vidnava. Niedaleko stamtąd, u podnóża Gór Opawskich, czechosłowacka dotąd wieś Skřivánkov, otoczona do tej pory z trzech stron granicą państwową, weszła w skład państwa polskiego jako Skowronków. Co ciekawe, Polacy nie zdecydowali się, aby w związku z tym szosę z Jarnołtówka do Konradowa przeprowadzić przez Skowronków. Do dzisiaj omija ona szerokim łukiem tę wieś - tak, jakby nadal był to klin terytorialny obcego państwa. Natomiast w słynnych Tkaczach nie było kogo przesiedlać. Wieś po II wojnie światowej nie została zasiedlona przez Polaków. Mieszkali tam tylko okresowo robotnicy leśni czy hodowcy owiec, początkowo także kolejarze. Jedną z największych osobliwości był czeski klin graniczny, wbijający się w terytorium polskie w pobliżu leżącej na terenie woj. opolskiego wsi Kamienica koło Złotego Stoku. Szpiczasty klin o długośći ok. 800 m i szerokości dochodzącej do zaledwie kilkunastu metrów, przypominał nos Pinokia z włoskiej bajki dla dzieci. Niekiedy granica dzieliła zwartą miejscowość na dwie, niesymetryczne części. Przykładem może być wieś Krzyżkowice położona na wschód od Prudnika, u podnóża Gór Opawskich. Większa część zabudowań wioski znajdowała się na lewym brzegu granicznego potoku. Ale za mostkiem, na prawym brzegu, były też inne, dosłownie pojedyncze zabudowania. W związku z tym ostatni budynek przy szosie z Krzyżkowic do czeskiej Osoblahy znajdował się... już na terytorium Czechosłowacji. Formalnie więc nie należał do Krzyżkowic, lecz do odległej o kilka kilometrów czeskiej wsi Hlinka. W ramach regulacji granicy zmieniono w Krzyżkowicach ten stan, a w uzyskanym przez Polskę budynku, ulokowana została strażnica WOP. Informacja o tym, że formalnie umowa polsko-czechosłowacka o wytyczeniu granicy weszła w życie 14 lutego 1959 r., wymaga komentarza. Faktycznie było nieco inaczej. W Górach Izerskich w rejonie Tkaczy żołnierze WOP zaczęli patrolować granicę wg nowego przebiegu od 27 lutego 1959 r., a więc tak naprawdę od tego dnia Tkacze znalazły się w granicach Czechosłowacji. Szlaban graniczny na drodze przecinającej granicę, postanowiono ustawić w nowym miejscu jeszcze później, bo dopiero w kwietniu tamtego roku. Natomiast, jak podaje Protokół o przekazaniu prawnej i mapowej dokumentacji dotyczącej wyznaczenia granicy między CSRS i PRL, spisany 28 czerwca 1961 r. we Wrocławiu, faktyczne przekazanie gruntów nastąpiło 22 lutego 1959 roku. Wspomnianym protokołem Polacy przejęli wyrysy z map katastralnych, spis parcel, wypisy z ksiąg gruntowych następujących rejonów na Pogórzu Izerskim: Srbska-Miłoszów, Dolní Oldřiš-Miedziana, Pertoltice-Miedziana, Habartice (Haje)-Miedziana, Ves-Spytków, Andělka-Bratków, Višňová-Wigancice Żytawskie, Kunratice-Bogatynia, Heřmanice-Markocice. Jak więc widać, konsekwencje formalno-prawne wymiany granicznej ciągnęły się jeszcze przez kilka lat. Cóż, nie udało się sprawić, aby z linii granicznej poskręcanej jak klucz wiolinowy uczynić granicę prostą jak drut. Nie taki cel przyświecał negocjatorom z obu stron. Korekty graniczne miały swoje uzasadnienie, a niektóre przyczyniły się do ocalenia terenów skazanych na degradację. Późniejszy los sławetnych Tkaczy pokazał, że akurat w tym przypadku przekazanie miejscowości Czechom okazało się zbawienne. Miejscowość, która została zdewastowana przez Polaków, po korekcie granicznej wróciła do życia i stała się zamieszkałym przysiółkiem Harrachova, z komunikacją autobusową i kolejową. Z biegiem lat obydwie strony zdały sobie sprawę, że samo wyprostowanie granicy i drobne korekty jej przebiegu nie rozwiążą wszystkich problemów, jakie niosło życie. Problemy te wiązały się z trudnością w egzekwowaniu rygorystycznych przepisów granicznych, zwłaszcza w najatrakcyjniejszych turystycznie miejscach. Należałoby tu szczególnie omówić cztery przypadki: Biskupią Kopę w Górach Opawskich, Śnieżnik w Masywie Śnieżnika, Błędne Skały w Górach Stołowych oraz cały długi Śląski Grzbiet Karkonoszy - od Okraju po Jakuszyce. Karkonoska plątanina Na Biskupiej Kopie czeska kamienna wieża widokowa stała dosłownie kilka metrów od linii granicznej i przez długie dziesięciolecia była niedostępna dla polskich turystów. Odwrotna sytuacja miała miejsce na Śnieżniku, gdzie wieża widokowa wznosiła się po polskiej stronie granicy. W tym drugim przypadku Czesi prowadzili rozmowy ze stroną polską, aby umożliwić wstęp, czy też dojazd do tej wieży, czechosłowackim turystom. Przez pewien czas było to możliwe. Niezwykła atrakcja skalna Gór Stołowych, czyli Błędne Skały, również była miejscem newralgicznym. Zdarzało się, że polscy turyści błądzili po ich zwiedzeniu i schodzili na czeską stronę. Wszystkie te przypadki bladły jednak w porównaniu z problemem karkonoskim. Tam, główny grzbietowy szlak turystyczny prowadził raz jedną, raz drugą stroną granicy, jednak w bliskiej jej odległości. Ścieżkę wytyczono w czasach prusko-austriackich i wtedy nikomu nie przeszkadzał taki jej przebieg. W czasach stalinowskich szlak ten został dla polskich turystów zamknięty niemal na całej długości. Praktycznie rzecz biorąc, możliwe było tylko wejście wzdłuż granicy na szczyt Śnieżki. Problem częściowo rozwiązano dopiero w czerwcu 1961 r., gdy zmodyfikowano nieco przebieg szlaku i otwarto go jako Drogę Przyjaźni Polsko-Czechosłowackiej. Formalnie była ona dostępna dla obywateli Polski i Czechosłowacji. Również zaopatrzenie wysokogórskich schronisk turystycznych w Karkonoszach urastało w okresie komunistycznym do rangi problemu międzypaństwowego. Do schroniska PTTK Odrodzenie, położonego tuż nad Przełęczą Karkonoską, najwygodniejszy dojazd prowadził asfaltową szosą od strony czechosłowackiej, natomiast do czeskiego schroniska na Przełęczy pod Śnieżką, zaopatrzenie najłatwiej było dowieźć od strony Karpacza. W tego rodzaju przypadkach żadne korekty graniczne nie wchodziły w grę, trzeba było zawierać porozumienia tranzytowe czy na dostarczanie wody, czy prądu elektrycznego od sąsiada. Nie tylko w turystyce konieczne były porozumienia tranzytowe. Czesi potrzebowali zgody na przejazd przez polskie terytorium z Kudowy Zdroju do Złotego Stoku podczas przewozu zaopatrzenia do budowy kopalni w Javorniku. Natomiast Polacy - budując kombinat turoszowski - korzystali z tranzytu przez Czechosłowację od Czerniawy Zdroju do Bogatyni. Rozważany był nawet pomysł, aby uruchomić taką trasą linię autobusową PKS z Jeleniej Góry do Bogatyni. Warto zauważyć, że interwencja zbrojna państw-stron Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w sierpniu 1968 r. nie pociągnęła za sobą jakichkolwiek zmian terytorialnych pomiędzy Polską a Czechosłowacją. Powstała za to zadra emocjonalna - Polacy byli odtąd traktowani jako współ-okupanci. Zadekretowana po inwazji normalizacja stosunków sprawiła, że po niedługim czasie przywrócono ułatwienia w przekraczaniu granicy, jakie zostały czasowo wstrzymane. Funkcjonowały one aż do 1981 r., czyli do czasu "zarazy Solidarności". Dlaczego z biegiem czasu obydwie strony zrezygnowały z wysuwania roszczeń terytorialnych? Wydaje się, że wpływ na to miała zmiana stosunków narodowościowych na spornych terenach. W czeskiej części Śląska Cieszyńskiego z biegiem lat coraz bardziej ubywało Polaków. Przestali być większością, a stali się tam niknącą mniejszością narodową. I odwrotnie - autochtoni w polskich Sudetach, podający się po wojnie za Czechów, albo się zasymilowali, albo też wyjechali do Republiki Federalnej Niemiec. Inną sprawą był proces wyludniania się górskich miejscowości w polskich Sudetach. Spolonizowane zostały Kłodzko, Prudnik, Racibórz czy Głubczyce, i nikt poważny nie wysuwał czeskich roszczeń wobec tych miast. Ustalony w 1959 r. przebieg granicy przetrwał kolejne dziesięciolecia, wyjąwszy może kolejną korektę nad Dunajcem w Pieninach. Pogranicze polsko-czeskie to nie jest płaska pustynia Nevada, gdzie granicę można wytyczyć prosto, jak od linijki, na dystansie setek kilometrów. Góry, rzeki i doliny wymuszają przebieg linii granicznej. Wszelkie korekty, czy wymiany, wymagają zaś odpowiedniej dokładności. Nie łatwo jednak zrozumieć, dlaczego podczas całej operacji zakończonej w 1959 r. nie dopilnowano ekwiwalentności wymienianych terytoriów. Na początku XXI w. Polacy przypomnieli sobie o tym, że w wyniku regulacji granicy sprzed pół wieku, strona czeska posiada dług terytorialny względem Polski. Czesi oferowali jego spłatę w gotówce, na co Polacy się nie zgodzili. Nic dziwnego - nie tylko przykład Alaski pokazuje, że nie opłaca się sprzedawać terytorium za pieniądze. Mimo upływu ponad pół wieku ślady przebiegu granicy sprzed 1959 r. nadal są rozpoznawalne w terenie. Na obszarach leśnych wyraźnie można dostrzec inny rodzaj drzewostanu, który wyrósł w dawnym pasie drogi granicznej. Trudno natomiast zrozumieć nonszalancję tych, którzy wykopali i porzucili na pastwę losu niepotrzebne już kamienie graniczne. Część kamieni przesunięto w inne miejsce, ale były i takie, które zwyczajnie okazały się niepotrzebne w nowym przebiegu granicy. Leżą one bez poszanowania, jak niemi świadkowie międzypaństwowych machinacji granicznych. Miałem okazję odnaleźć takie przewrócone słupki graniczne w Górach Opawskich w rejonie Krzyżkowic i Jarnołtówka. Na koniec jeszcze jedna refleksja. O ileż prościej żyło by się Polakom i Czechom, gdyby przy okazji wymiany terytorialnej z 1959 r. rządy Polski i Czechosłowacji podpisały umowę zezwalającą na przekraczanie granicy bez jakichkolwiek formalności czy dokumentów w dowolnym miejscu i o dowolnej porze dnia i nocy. Niestety, nie doczekaliśmy się tego do dzisiaj. Nawet teraz, gdy obydwa kraje stały się sygnatariuszami Porozumienia z Schengen, przekroczenie granicy bez posiadania przy sobie dowodu osobistego lub paszportu jest wykroczeniem przeciwko prawu. Uważam, że jest to niczym nieuzasadnione naruszenie fundamentalnego prawa człowieka do swobodnego przemieszczania się z miejsca na miejsce. I o tym trzeba pamiętać, chcąc odwiedzić polskie ongiś Tkacze czy Krasów... Tomasz Rzeczycki Wybrane publikacje i materiały źródłowe: 1. Archiwum Straży Granicznej w Szczecinie, zesp. Łużycka Brygada WOP, sygn. 1217/15 (Korespondencja pełnomocnika granicznego rejon lubański. Protokoły spotkań granicznych 1961), k. 139 (Protokół o przekazaniu prawnej i mapowej dokumentacji, dotyczącej wyznaczenia granicy między CSRS i PRL spisany dnia 28 czerwca 1961 r. we Wrocławiu). 2. Archiwum Straży Granicznej w Szczecinie, zesp. Sudecka Brygada WOP, sygn. 302/29 (Meldunki sytuacyjne 79. Batalionu, 1.1-30.6.1948), k. 120 (meldunek sytuacyjny nr 117 za 26.4.1948). 3. P. Pałys, "Czechosłowackie roszczenia graniczne wobec Polski 1945-1947. Racibórz, Głubczyce, Kłodzko", Opole 2007 4. M. Sitko, "Góry Opawskie. Przewodnik", Głuchołazy 1998