"Mnie nie było w domu. Pracowałem. Gdybym był w domu, byłoby zupełnie inaczej. Nie pozwoliłbym na to" - mówi Denis Lisow. Jego słowa tłumaczy z rosyjskiego adwokat Babken Khanzadyan. "Pojechałem i odebrałem je" W poniedziałek on i jego trzy córki: 12-letnia Sofia, 6-letnia Serafina i 4-letnia Alisa zostali zatrzymani przez polską straż graniczną na lotnisku w Warszawie. Do Polski ze Szwecji przypłynęli promem. Z Warszawy chcieli lecieć do Rosji. Straż graniczna przekazała ich policjantom z komisariatu na Okęciu. Rodzina spędziła tam noc na rozkładanych łóżkach. Ojciec tłumaczył polskim służbom, że szwedzka opieka socjalna we wrześniu 2017 r. odebrała mu córeczki i umieściła w muzułmańskiej, imigranckiej rodzinie zastępczej po tym, jak jego żona w 2014 r. zachorowała na schizofrenię. Lisowowi przyznano cotygodniowe, 6-godzinne widzenia z dziećmi. Nie mógł się z tym pogodzić, więc zdecydował się zabrać dzieci. "Jak przyjechałem ze swoją rodziną do Szwecji, wszystko było normalnie. Jako imigranci odczuwaliśmy pewne problemy, ale byliśmy szczęśliwi, wszystko było bardzo dobrze" - mówi PAP Rosjanin. Opowiada, że problemy zaczęły się, kiedy jego żona zachorowała. "Nie mogła sprawować funkcji matki, a służby szwedzkie rozpoczęły swoje działania" - mówi. "Służba socjalna podjęła decyzję w związku ze zdrowiem matki. Ja nie widziałem jednak żadnej podstawy. Te działania były ukierunkowane, żeby jak najszybciej odebrać mi dzieci" - twierdzi. Decyzję o zabraniu dziewczynek z rodziny zastępczej podjął jakiś czas temu. "Ta rodzina zajmowała się moimi dziećmi bez żadnej przyczyny i podstawy. W Szwecji pewnie piszą, że ukradłem córki, ale to są moje córki. Jestem ich ojcem. Pojechałem i odebrałem je" - tłumaczy. Oczekiwanie na decyzję ws. azylu Lisow opowiada, że kiedy przed komisariatem policji na Okęciu do dziewczynek podszedł opiekun zastępczy, starsza zareagowała bardzo gwałtownie. "Była roztrzęsiona, a kiedy ten człowiek coś powiedział do niej w języku szwedzkim, zaczęła płakać" - relacjonuje. Na pytanie, co jest dla niego teraz najważniejsze, odpowiada: "Oczekujemy na decyzję o azylu. To jest najważniejsze w tej chwili. A później muszę podjąć działania, wysłać dzieci do szkoły, przedszkola, muszę pracować jak normalny człowiek i żyć". Rodzina znalazła schronienie w mieszkaniu użyczonym przez jedną z organizacji. W Polsce bardzo się im podoba. "W Polsce jest dużo parków, ładna pogoda. Cieszę się, że jestem z tatą - jestem spokojna i szczęśliwa. W końcu jesteśmy razem. Wszystko się skończyło, uspokoiło. Zawsze chciałam od pierwszego do ostatniego dnia być z ojcem. Chciałam do niego wrócić" - mówi 12-letnia Sofia. I dodaje, że ma marzenie: "Teraz, kiedy jesteśmy już razem, chciałabym się uczyć i dostać na studia, a może nawet zostać śpiewaczką".