O ile biografowie Franka jednym tchem wymieniają Seichau (dzisiejszy Sichów pod Jaworem) jako ważny, bo kilkudniowy punkt etapowy tejże ucieczki, o tyle natychmiast wymienia się Bad Ailbing w Bawarii, dokąd ostatecznie Frank ze swoją świtą dotarł. Jednak po drodze zaszło coś, co dotąd umykało biografom, a nie może być pominięte przy analizie wywożonych i ukrywanych przez generalnego gubernatora dzieł sztuki. Kiedy Hans Frank znalazł się w Karkonoszach. Tu bowiem w Agnetendorf (po wojnie Agnieszków, dzisiaj Jagniątków - dzielnica Jeleniej Góry) znajdował się dom Gerharta Hauptmanna, w wybudowanej na początku XX wieku willi Wiesenstein ("Łąkowy Kamień"). Hauptmann i Frank - co ich łączyło? Z jednej strony krwawy kat Polski i Polaków wysyłający tysiące ludzi na śmierć, z drugiej, erudyta, wykształcony humanista, pianista, miłośnik opery i szachów, szczycący się przyjaźnią Richarda Straussa i właśnie pisarza, noblisty Gerharta Hauptmanna. Nie były to pierwsze odwiedziny Hansa Franka w domu tego ostatniego. Dokładnie rok wcześniej, 4 stycznia 1944 roku o wpół do ósmej wieczorem żona pisarza, Margareta, odbiera telefon. Generalny gubernator osobiście awizuje swój przyjazd do Hauptmanna za dwa dni. Rzeczywiście, 6 stycznia, krótko przed południem Frank i jego żona Brigitte pojawiają się w "Łąkowym Kamieniu" w Agnetendorf. Towarzyszy im adiutant gubernatora, SS-Sturmbahnführer Helmuth Pfaffenroth. 7 stycznia na urodzinach Margarety Hauptmann, obok trójki gości z Krakowa, zjawia się całe partyjne kierownictwo z Hirschbergu (Jeleniej Góry) - starosta Georg von Schellwitz, nadburmistrz Blasius, jeleniogórski szef NSDAP - Stumpe. Wszyscy wpisują się do księgi gości "Łąkowego Kamienia". Osiemdziesięciodwuletni Hauptmann - o dziwo -znakomicie wytrzymuje to 7-godzinne urodzinowe przyjęcie. Następnego dnia rankiem Frank odprawia żonę Brigitte do Krakowa a sam... korzysta z okazji i pogrąża się w lekturze. Bogate archiwum Hauptmanna w Agnetendorf pozostaje w jego dyspozycji. Powstało w latach 1928-1931 dzięki archiwiście Ludwikowi Jaunerowi. Wykorzystano do tego celu część dolnego parteru "Łąkowego Kamienia", gdzie w jednym z pomieszczeń wybudowano pierwotnie basen kąpielowy. Po 30 latach przekształcono go na archiwum. Składały się nań szkolne i młodzieńcze wiersze, warianty tekstów, nie drukowane poezje, rękopisy, utwory autobiograficzne, teksty do filmów, dziennik, blisko 2,5 tys. nadanych listów (był wówczas zwyczaj pisania przez kopię i zachowania jej w zbiorach nadawcy) oraz ponad 40 tys. listów otrzymanych. Potem gubernator i pisarz odbywają wspólny godzinny spacer. Po popołudniowej herbacie Frank odczytuje głośno wszystkim zebranym przygotowane wystąpienie na jubileusz Wiener Philharmoniker oraz specjalnie napisany przez Hauptmanna artykuł, stanowiący przyczynek do jubileuszu wiedeńskich muzyków. Frankowi nie spieszy się na Wawel. Przebywa w gościnnym domu jeszcze kolejne dwa dni - pochłania się lekturze w archiwum, dużo rozmawia. Jest dobrotliwy i przyjazny, jak zwykle. W niczym nie przypomina groźnego kata Polski. Dopiero 10 stycznia o 9 rano wraz z adiutantem Pfaffenrothem opuszcza gościnną willę i odjeżdża do Krakowa. Ale więź z pisarzem będzie nadal podtrzymywana. Osobiście wyda zezwolenie, aby, np. w kwietniu 1944 roku, w Generalnym Gubernatorstwie zgodzić się na teatralne przedstawienia dla jednostek Wehrmachtu. W repertuarze znajdzie się "Michael Kramer" Hauptmanna i... "Świętoszek" Moliera. "W razie potrzeby pobrać do sztuk tekstylia (kostiumy, garderoba, materiały - przyp. J.S.) z żydowskiego magazynu SS" - proponuje Frank. Późną jesienią na urodziny Hauptmanna wyśle z Krakowa życzenia: "Choć tak strasznie ciąży na nas brzemię czasu i choć tak przerażająco ukazuje się cierpienie naszego narodu, wielkość ducha i kultury, którą obdarowali nas wielcy, jest niezniszczalna. To nią się pokrzepiamy. A do tego potężnego bogactwa wewnętrznego narodu niemieckiego Pan, Wielce Szanowny Mistrzu, przyczynił się w kolosalnej mierze" (14 XI 1944). W jednych z bożonarodzeniowych życzeń Frank napisze z Krakowa: "Stoimy tu twardo na straży i poczyniliśmy wszelkie przygotowania, by na wypadek ataku Rosjan móc go z całą mocą odeprzeć. Rosjanie nigdy nie dostaną Krakowa".