I trudno odmówić autorom tych opinii racji. Zwłaszcza w kraju już raz doświadczonym podobną tragedią. Przypomnijmy, w styczniu 2008 r. pod Mirosławcem rozbiła się wojskowa CASA, w wyniku czego śmierć poniosła elita dowódcza Polskich Sił Powietrznych. Ustalono wówczas, że ze względów bezpieczeństwa na pokładzie jednego samolotu nie powinni się znajdować wyżsi dowódcy. Ustalono i, najwyraźniej, zapomniano... Nim jednak zaczniemy wydawać zbyt pochopne opinie, musimy zwrócić uwagę na następujący fakt: zasady bezpieczeństwa to jedno, ale istnieje jeszcze porządek protokolarny. A ten nakazuje, by w najważniejszych uroczystościach prezydentowi towarzyszyli dowódcy rodzajów sił zbrojnych. Czy ranga uroczystości katyńskich tego wymagała? Owszem. Nie tylko z uwagi na kaliber sprawy, ale również z powodu jej symbolicznej wymowy. Prezydent, zwierzchnik sił zbrojnych, jechał do Katynia uczcić pamięć pomordowanych oficerów Wojska Polskiego. Byłoby zatem dziwne, gdyby u jego boku zabrakło kadry dowódczej współczesnej armii. Ale czy musieli lecieć jednym samolotem? Pogodzenie protokołu z warunkami bezpieczeństwa to kompromis uzależniony m.in. od możliwości technicznych. A te mieliśmy bardzo skromne. I tak błędne koło się zamyka... Marcin Ogdowski