W ten sposób odniósł się do porannej wypowiedzi szefa MSZ Radosława Sikorskiego, który w TVP1 powiedział, że "rzeczywiście nazbierało się trochę niepodpisanych nominacji i postanowień". - Dochodzimy do 100 podpisów brakujących, z tym że to jest po kilka podpisów na placówkę - mówił minister. Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski wyjaśnił w rozmowie, że minister nie mówił o 100 podpisach brakujących pod nominacjami ambasadorskimi, ale o podpisach, których prezydent nie złożył także m.in. pod listami uwierzytelniającymi dla przyszłych ambasadorów czy też odwołaniami ambasadorów. Na popołudniowej konferencji Kownacki stwierdził, że trudno mu ocenić "skąd się wzięło" u szefa MSZ 100 niepodpisanych nominacji. - Prawda jest inna. Czeka na decyzję pana prezydenta 15, a nie 100, wniosków o powołanie ambasadorów - powiedział prezydencki minister. Jak dodał, ponieważ w wielu przypadkach jeden ambasador powoływany jest do pełnienia misji w więcej niż jednym kraju, to te 15 wniosków dotyczy 28 państw. Kownacki podkreślił, że 3 z tych wniosków przyszły do Kancelarii Prezydenta przedwczoraj i - jak dodał: - Mówienie, że one za długo czekają, jest bardzo brzydkie. Prezydencki minister zarzucił też Sikorskiemu, że popełnia błąd, bo w odróżnieniu od jego poprzedników, nie sygnalizuje Kancelarii Prezydenta zamiaru zgłoszenia kogoś na ambasadora, tylko od razu przeprowadza całą procedurę, włącznie z wystąpieniem o zgodę do kraju przyjmującego, a dopiero potem przedstawia wniosek prezydentowi. Wyjaśniając, dlaczego wnioski dotyczące nominacji ambasadorskich wciąż czekają na podpis prezydenta, Kownacki powiedział, że w normalnym, demokratycznym państwie, zamiar powołania kogoś na ambasadora jest w trybie roboczym sygnalizowany Kancelarii Prezydenta i - jak dodał - działo się tak także za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, w czasie kohabitacji, gdy rządy sprawowała koalicja AWS-UW. - MSZ - mówił Kownacki - na szczeblu dyrektora departamentu informuje Kancelarię Prezydenta, że pan "Y", czy pani "X" mają być powołani na ambasadorów w danych krajach, a następnie odbywają się konsultacje i zbieranie informacji o kandydacie i jego kwalifikacjach. Potem - kontynuował minister - prezydent przedstawia wstępną odpowiedź, czy ma zastrzeżenia, czy nie. - Dopiero potem uruchamia się procedurę. Co czyni minister Sikorski z rządu Donalda Tuska? Najpierw przeprowadza całą procedurę, bez informowania prezydenta, występuje do kraju przyjmującego - i to jest olbrzymi błąd, tak nie wolno w ogóle postępować, to jest naruszanie interesu Polski - o zgodę na to, żeby pan "Y", czy pani "X", żeby któreś z nich zostało ambasadorem. Po uzyskaniu tej zgody, po skompletowaniu wszystkiego, przedstawia to prezydentowi i dopiero w tym momencie można zacząć pracę nad tymi dokumentami - mówił Kownacki. Jak dodał; - Jest oczywiste", że ta praca będzie trwała, będzie trwała tyle - podkreślił Kownacki - ile będzie potrzeba, żeby pan prezydent ze spokojnym sumieniem, z czystym sumieniem, mógł podjąć decyzję. - W związku z czym dementuję informacje o 100 ambasadorach, którzy czekają na powołanie. Jest to 15 wniosków, a których 3 przyszły przedwczoraj - powiedział Kownacki. Zapytany, których placówek dotyczą wciąż niepodpisane wnioski, czy są to strategiczne placówki i kiedy zapadnie decyzja w sprawie nominacji ambasadorskich, Kownacki powiedział, że nie umie wymienić placówek i że nie można różnicować krajów na mniej lub bardziej ważne. Stwierdził też, że decyzja w sprawie nominacji nastąpi wtedy, gdy wszystko będzie odpowiednio przygotowane. Jak dodał, nie spodziewa się, żeby udało się Kancelarii Prezydenta w krótkim czasie, "zwłaszcza w okresie urlopowym, przygotować jakiekolwiek materiały na ten temat". Dopytywany, ile najdłużej czeka wniosek ws. nominacji ambasadorskiej, odparł, że wydaje mu się, iż mniej więcej od początku roku - może od końca ubiegłego.