Na ten pomysł wpadł dwa lata temu. Starsze dziecko miało wtedy 12 lat. - Kiedy syn jechał na wycieczkę szkolną, okazało się, że nikt nie pomyślał o zorganizowaniu dla uczniów normalnego obiadu - opowiada Piotr Cybula, prawnik i pracownik naukowy AWF w Krakowie. - Dla organizatorów było oczywiste, że dzieci pójdą do baru fast food. Tak też zresztą się stało. Chwilę później trafił jeszcze w sieci na informację, że w szkołach organizowane są wyjazdy tylko po to, by uczniowie mogli pójść na hamburgera i frytki. - Wtedy ostatecznie zdecydowałem, że trzeba zmienić takie praktyki. Niespodzianka w sieci Na założonym przez niego profilu "Stop fast foodom w programach wycieczek szkolnych" - istnieje od 2017 r. - przykładów stale przybywa. A co jeden, to mocniejszy. Szczególnie te dotyczące wycieczek edukacyjnych (sic!) placówek z Radomia. Publiczna Szkoła Podstawowa nr 23: "Wszystkie dzieci dostały paczki darmowych cukierków. Pełni wrażeń pojechaliśmy do KFC. Każdy mógł zamówić swój ulubiony zestaw, a potem na deser skosztować lodów z McDonalda". Przedszkole publiczne nr 13, także w Radomiu: "Dzieci z gr. Żabek z okazji Dnia Dziecka wybrały się na wycieczkę do Restauracji McDonald’s. Głównym celem (...) było kształtowanie umiejętności odpowiedniego zachowania się i spożywania posiłku w miejscu publicznym. Dzieci w miłej i przyjaznej atmosferze spędziły czas. Do jedzenia nikogo nie trzeba było zachęcać. Każdy powrócił do przedszkola z pamiątkową zabawką" (pisownia oryginalna). Ale wycieczki do fast foodów organizowane są w całej Polsce. Szkoła podstawowa w Bruku: "W drodze powrotnej autokar zatrzymał się w Tczewie na mały posiłek w McDonaldzie, co zawsze jest dla naszych dzieciaków dodatkową atrakcją". Zespół szkół w Lubianie: "W dobrych humorach wracali do domów. Jeszcze tylko krótki - bo przecież »obowiązkowy« - postój w restauracji McDonald’s i wycieczka dotarła szczęśliwie do celu". Publiczna Szkoła Podstawowa nr 23 w Wałbrzychu (w tym wypadku wycieczka tylko do McDonalda): "Głównym celem (...) było nabycie umiejętności zachowania się w miejscu publicznym". Z wpisów i podlinkowanych artykułów wyłania się jeden, za to bardzo niespójny, obraz. Z jednej strony, dyrektorzy szkół i nauczyciele doceniają zdrowe odżywianie (w placówkach prowadzone były lub nadal są akcje pod hasłami: "Owoce i warzywa w szkole", "Zdrowa szkoła", "Dobrze jemy. Szkoła na widelcu" czy np. "Zdrowe produkty w sklepikach szkolnych"), z drugiej - jako nagrodę proponują wycieczki do fast foodów. Także najmłodszym, jak np. w przedszkolu samorządowym w Szczebrzeszynie ("W nagrodę za cierpliwość przedszkolaki zakończyły wycieczkę w restauracji McDonald’s z niespodzianką w postaci zestawów happy meal)". - Puszczają oko. W przedszkolu czy szkole uczymy tak i tak, ale w życiu, jak to w życiu, bywa już różnie. Czytaj: "Możecie robić, co chcecie". To przecież chore - ocenia prowadzący profil "Stop fast foodom". Zniżka za kolejkę Dla Klaudii Anioł, prezes fundacji Instytut Ochrony Praw Konsumentów, ważne stały się jeszcze dwie kwestie. Umieszczanie na profilach przedszkoli i szkół relacji z wycieczek do fast foodów. I promocje dla tych, którzy przyjdą z uczniami. - Kiedy staliśmy w kolejce do kasy w jednym z barów McDonald’s, zwróciliśmy uwagę na opiekunów grupy dzieci, którzy zamawiali posiłki "na zniżkę nauczycielską". Postanowiliśmy sprawdzić, co to za tajemnicza zniżka - opowiada. Tym, co wzbudziło jej niepokój, był brak jawności i przejrzystości relacji McDonald’s i nauczycieli, którzy byli wynagradzani za dowożenie dzieci do fast foodów: - Zrodziło się proste pytanie: dlaczego informacja o promocji, z której korzystali nauczyciele, a której mechanizmy ujawniali nam pracownicy kolejnych lokali, nie jest umieszczona na witrynie internetowej sieci, przy kasie lub na drzwiach wejściowych do lokalu? Fundacja nie wskazała konkretnych rozwiązań prawnych, jakie należy zastosować. Zamiast tego pokazała mechanizmy, które "trzeba wyeliminować z przestrzeni publicznych placówek edukacyjnych: darmowe posiłki dla opiekunów przedszkolaków i uczniów dowożonych do barów oraz wycieczki, których jedynym celem jest fast food". Toaletą silni Konkretami zajęły się niedługo potem dwa resorty. Ministerstwo Zdrowia, które jest zdania, że podobne wycieczki powinny w ogóle zniknąć z harmonogramów wyjazdów szkolnych i przedszkolnych ("Nie mogą stanowić formy nagrody dla dziecka i towarzyszyć celebracji wspólnych uroczystości"), i Ministerstwo Edukacji Narodowej ("Organizowanie wycieczek szkolnych ma na celu, oprócz poznawania kraju, jego historii, tradycji, zabytków kultury, również upowszechnianie zdrowego stylu życia oraz poprawę stanu zdrowia uczniów"). W efekcie MEN kilka dni temu zaapelowało o całkowitą rezygnację z wizyt w restauracjach szybkiej obsługi podczas wycieczek i wyjść szkolnych. Albo przynajmniej ograniczenie ich do niezbędnego minimum, np. w sytuacji postoju autokaru w miejscu obsługi podróżnych, przy autostradzie lub drodze ekspresowej, gdzie nie ma innych możliwości zapewnienia posiłku. - To sukces Dawida w starciu z Goliatem - nie kryje satysfakcji Klaudia Anioł z fundacji. - McDonald’s wycofuje się z praktyki nagradzania nauczycieli za dowożenie uczniów i przedszkolaków do fast foodu, choć jeszcze kilka tygodni temu koncern twierdził, że nie prowadzi takich działań, a jedynie o nich słyszał. Deklaruje przy tym, że na razie fundacja będzie monitorować skuteczność nowych rozwiązań. Zamierza też bliżej przyjrzeć się działaniom marketingowym fast foodów oraz producentów wysokokalorycznych napojów i przekąsek, które są oferowane dzieciom. Tyle że głosy wśród rodziców są w tej sprawie podzielone. "Zakazami uzyskamy skutek przeciwny. Nie zjedzą na wycieczce, to zjedzą po lekcjach w drodze do domu. Problem trzeba dziecku uświadomić. (...) Nie ma co walczyć z wiatrakami, to jest i będzie dla dzieci atrakcja, podobnie jak jedzenie słodyczy czy spędzanie czasu przed komputerem. Ważne, aby znały umiar i rozsądnie korzystały z tego typu rozrywek", uważa Iwona Pawelska, która udziela się na profilu "Stop fast foodom". Iwona Dwojewska, także na "Stop fast foodom", napisała: "Nauczyciele to jeden problem, a rodzice - drugi. W klasie mojego dziecka tylko trzy rodziny uważają, że dania z fast foodów na wycieczce szkolnej to nic dobrego. Reszta jest zdania, że dzieci będą miały fajną atrakcję. Ratunkuuu!". Inne argumenty za odwiedzaniem fast foodów na wycieczkach? Od bezpieczeństwa produktów po - uwaga - dostęp do bezpłatnych WC ("Jest czysta i dostępna toaleta! Masz 30 dzieciaków i jesteś w centrum miasta - gdzie idziesz ich wysikać? Oczywiście - do sieciówki!"). Ale nie brakuje też tych, którzy uważają, że ich weta w ogóle nie brano do tej pory pod uwagę ("Wygrywa ta część rodziców, którzy nie wyobrażają sobie, żeby ich dzieci nie zjadły na obiad hamburgera z frytkami..."). A jeśli już, to na krótko. "Przed rokiem mój protest przeciwko wyjściu pierwszaków do baru fast food (pomysł nie wyszedł od rodziców, a okazał się tradycyjną praktyką szkoły) spotkał się ze sprzeciwem niektórych rodziców i napiętnowaniem mnie na zebraniu przez wychowawczynię klasy. (...) Wczoraj znów dostałam do podpisania zgodę na wyjazd w czasie lekcji na lodowisko i do baru fast food. (...) Nie wymagam, by szkoła dostosowywała się do widzimisię jednego rodzica, ale by stosowała się do przepisów", ubolewa Iwona Mentecka-Janek, także aktywna na "Stop fast foodom". Tymczasem inne kraje już od kilku lat starają się radzić sobie z tym problemem. W Grecji wydano zakaz sprzedaży żywności fastfoodowej w szkolnych sklepikach i stołówkach oraz opracowano standardy prozdrowotnych posiłków szkolnych. We Francji wprowadzono zakaz wstawiania do szkół automatów do sprzedaży napojów i żywności, w Niemczech - urzędową kontrolę materiałów reklamowych rozprowadzanych w szkołach. Najwięcej działań podjęto jednak w Wielkiej Brytanii. Tam nie tylko nałożono podatki na żywność "luksusową" i otwarto centra sportowe w lokalnych szkołach, ale też prowadzono wiele programów, w tym: "Szkolne bary mleczne zastępują automaty z żywnością i napojami", "Jedzenie warzyw i owoców poprawi twoją formę" czy "Water in school is cool" (bezpłatne butelki z wodą dla uczniów). - To jednak Finlandię od lat podaje się jako przykład działania skutecznego i globalnego. Była to szeroko rozumiana edukacja - artykuły, prelekcje, warsztaty, zmiana składu produktów spożywczych (mniej tłuszczu), ale też np. regulacje na temat reklam i sprzedaży papierosów - mówi dr Anna Januszewicz, kierownik studiów podyplomowych na kierunku psychodietetyka Uniwersytetu SWPS. W cieniu McDonald’s - Nadal nie otrzymaliśmy odpowiedzi od firmy McDonald’s na pytanie, czy tego typu praktyki wynagradzania opiekunów grup szkolnych i przedszkolnych są stosowane przez koncern w innych krajach, czy tylko w Polsce. Możemy więc przypuszczać, że w wielu krajach tego problemu po prostu nigdy nie było, gdyż takie zachowanie spotkałoby się z dezaprobatą społeczną i nie byłoby akceptowane przez samych nauczycieli, którzy wykonują zawód zaufania publicznego - podsumowuje pani prezes Instytutu Ochrony Praw Konsumentów. - To jak w końcu jest: są akcje obliczone na przyciągnięcie opiekunów wycieczek do sieci? - pytam wprost Dominika Szulowskiego, kierownika ds. relacji korporacyjnych w McDonald’s Polska. - Nie ma żadnych skoordynowanych działań - zapewnia. - Tyle że McDonald’s to sieć franczyzowa, 90% z 425 restauracji to lokale będące własnością prywatnych przedsiębiorców. I dlatego zdarza się jeszcze, że niektórzy praktykują coś, co zapoczątkowano 10-15 lat temu, czyli "gest gościnności". Darmową kawę lub ciastko dla kierowcy lub opiekuna wycieczki. Naszym zdaniem jest to jednak niezgodne z aktualnymi standardami etyki biznesowej. - Ale przecież w branży gastronomicznej to nagminna praktyka: nawet przewodnik z reguły może liczyć na gratisy! - Tak też mówią nasi franczyzobiorcy. "Dlaczego wymagacie od nas, żebyśmy z tego zrezygnowali, skoro dla naszej bezpośredniej konkurencji to chleb powszechni?", pytają. - No właśnie, dlaczego?! - Bo nasze obowiązki są większe niż innych, jesteśmy w końcu jednym z największych graczy w gastronomii. Dlatego jeśli któryś z naszych partnerów biznesowych nadal stosuje praktyki, które budzą wątpliwości od strony etycznej, będzie musiał je ukrócić. Nagłośnienie tematu tylko ten proces przyśpieszy. - A walka o klientów? Rynek jest przecież mocno konkurencyjny. - Powiem krótko: łatwiej się schować w cieniu dużego. - Czyli? - McDonald’s stał się piorunochronem dla innych. My zmiany wprowadzimy, ale nie mam wątpliwości, że tego typu "gest gościnności" nadal będzie praktykowany przy trasach w każdym barze, restauracji czy gospodzie. Dominik Szulowski zapewnia przy tym, że także oferta dla dzieci (to kolejny argument przeciw fast foodom podnoszony zarówno przez rodziców, jak i przez ekspertów) jest stale modyfikowana. Firma zobowiązała się, że w zestawach dla najmłodszych będzie więcej owoców, warzyw, soków i chudego nabiału. W praktyce: wartość energetyczna zestawu happy meal ma nie przekraczać 600 kcal, a ilość tłuszczów nasyconych nie może być wyższa niż 10%. - Tyle że nie wystarczy wprowadzić paluszków marchewkowych zamiast frytek do menu i uznać, że sprawa załatwiona - obstaję twardo. - Zgoda, potrzebne jest też "aktywne promowanie", czyli atrakcyjne przedstawianie produktów z preferowanych grup. I jeśli spojrzeć na nasze reklamy, to od 2015 r., a jest to audytowane, nie ma już żadnego spotu, który by pokazywał zestaw dla dzieci bez owoców bądź w innej opcji niż woda lub sok. Raport z maja pokazał, że sprzedaż zestawów z wodą wzrosła o 12 pkt proc., a to oznacza, że połowa z nich kupowana jest już bez napojów gazowanych. Zmieniamy nawyki, ale to proces obliczony na lata - zastrzega na koniec Dominik Szulowski. Tymczasem z danych publikowanych na stronie Instytutu Żywności i Żywienia wynika jasno, że dzieci w Polsce zaliczane są od kilku lat do najszybciej tyjących w Europie. "O ile w latach 70. poprzedniego wieku nadmierną masę ciała notowano w Polsce u mniej niż 10% uczniów, o tyle obecnie już co piąte dziecko w wieku szkolnym (ponad 22%) boryka się z nadwagą lub otyłością". Dogonić zagranicę Kierownika ds. relacji korporacyjnych McDonald’s Polska nie przekonuje apel ministerstw. Uważa, że to nie on jest jego adresatem: - Rozumiem, czym jest podyktowany, ale jeśli nawet nie przyjdzie do nas wycieczka szkolna, jedna czy druga, nie rozwiąże to problemu otyłości. Pomóc może jedynie współdziałanie. Chcemy tego czy nie, nasze dzieci będą w przyszłości konsumentami. Chodzi o to, by były konsumentami świadomymi, a więc by potrafiły znaleźć rzetelne informacje żywieniowe i na tej postawie dokonywały mądrych wyborów - zastrzega. Co będzie dalej? Polacy obejdą i to zalecenie? A może jednak przyhamują? Trudno o jednoznaczną odpowiedź, ale eksperci są sceptyczni. Andrzej Sadowski, prezes Centrum im. Adama Smitha: - Jeżeli miałaby być jakakolwiek lista, to nie sieci, ale substancji, które dla dzieci i młodzieży są niepożądane i nie powinno się ich spożywać. Zdaniem Piotra Cybuli dobrym pomysłem byłoby uruchomienie strony internetowej i aplikacji, która pokazywałaby listę restauracji serwujących zdrowe i pełnowartościowe posiłki. Zakazana powinna być też sprzedaż napojów energetycznych dzieciom i młodzieży. - Kiedyś energetyki kosztowały ok. 5-6 zł za sztukę, co w pewien sposób ograniczało ich spożycie. Teraz, kiedy ich cena spadła, to wydatek rzędu nawet mniej niż 2 zł, czyli tyle co słodka bułka. Pora coś z tym zrobić - apeluje. Litwinom już to się udało. W 2015 r. wprowadzili zakaz sprzedaży energetyków osobom poniżej 18. roku życia. Podobne przepisy chce teraz wprowadzić Łotwa. Dorota Bartosewicz