Śledczy umorzyli postępowanie wobec "braku interesu społecznego w ściganiu". "Przestępstwa te ścigane są z oskarżenia prywatnego, a po zbadaniu sprawy ustalono, że nie ma interesu społecznego, by postępowanie było prowadzone z urzędu" - zaznaczył w rozmowie z TVP Info prok. Michał Dziekański, rzecznik stołecznej Prokuratury Okręgowej. Z relacji samego lidera Komitetu Obrony Demokracji wynikało, że "zdarzenie miało raczej charakter przypadkowy". Przypomnijmy, że Mateusz Kijowski został zaatakowany na warszawskim Dworcu Centralnym pod koniec czerwca. Lider KOD całej zajście opisał na Facebooku: "Rozmawiałem przez telefon i nagle usłyszałem jakiś stek wyzwisk i otrzymałem dwa czy trzy ciosy w kark i głowę (na plecach miałem plecak, więc były chronione). Nic mi się nie stało. Wezwałem ochronę, atakujący został odprowadzony na komisariat, gdzie ja oraz on złożyliśmy krótkie słowne wyjaśnienia oraz daliśmy spisać swoje dokumenty". Po drodze atakujący poinformował, że zaatakował mnie, bo za nim chodziłem, donosiłem »IM«, gdzie jest, a oni chcą go zastrzelić. Wyglądał na zmęczonego życiem, być może pod wpływem środków zmieniających świadomość".