"Wysokość unijnego budżetu to kwestia negocjacyjna. Operowanie w takiej sytuacji liczbą było ryzykiem, które musi się odbić czkawką" - twierdzi rozmówca gazety. "Nawet, jeśli dostaniemy 290 mld i tak będzie to punkt do krytyki - zresztą słusznej - przez opozycję. Miało być 300, a jest 290, porażka. Z drugiej strony polityczni konkurenci mają prawo do punktowania rządu, ale nie bezmyślnie. Jeśli wynegocjowana kwota będzie poważną stawką i z rachunku europejskiego będzie wynikało, że wciąż pozostajemy w gronie największych beneficjentów polityk spójności i rolnej, trudno będzie krzyczeć, że dzieje nam się krzywda, a rząd sprzedał nasze interesy. Buchalteria ma swoją logikę, ale ta europejska jest o wiele bogatsza niż tylko liczby". Kwaśniewski twierdzi, że jest bardzo zadowolony z tego, co robi. "Parlament Europejski nie jest miejscem, w którym widziałbym swoją przyszłość". B. prezydent jest za tym, żeby do wyborów lewica poszła razem. "Na pewno udzielę wsparcia jak największego, nie sądzę natomiast, aby miało to być w postaci własnej kandydatury". Według rozmówcy "Polski" to, co wydarzyło się w sobotę na kongresie ludowców bardzo dobrze świadczy o PSL. "Partia którą oskarża się często o nepotyzm, kolesiostwo i inne matactwa, pokazała piękną, demokratyczną twarz.(...) Ludowcy zrobili wielką przysługę polskiej demokracji w czasach, kiedy coraz bardziej modne stają się partie wodzowskie, rządzone silną ręką. Życie partyjne zanika. Rano z góry idzie krótki komunikat, a działacze jak papugi, często bez większego zrozumienia, powtarzają to, co wyświetla im się w telefonie czy mejlu. Na tym tle niespodziewana zmiana przywództwa jest jeszcze bardziej imponująca i pozostaje mi chylić czoła przed PSL-owcami" - mówi Kwaśniewski.