Lider PO przyznał, że czuje się nieco "poobijany" atakami na PO, ale jeżdżąc po kraju i widząc reakcje zwykłych ludzi uznał, że "nie ma sensu tych siniaków i guzów pokazywać", ale można usiąść do rozmów. Tusk rozmawiał z prezydentem wczoraj wieczorem przez półtorej godziny. Dziś o 10. zaczęło się kolejne spotkanie obu panów. Po wczorajszych rozmowach szef PO oświadczył, że jest gotów zaufać ewentualnej propozycji prezydenta Lecha Kaczyńskiego "mądrego porozumienia" między PO i PiS. Zapewnił, że chce rozmawiać o poważnej koalicji rządowej z PiS. Zdaniem Tuska, Polska stoi obecnie przed trzema możliwościami. Pierwsza, to przyspieszone wybory, którym Platforma jest przeciwna. Druga, to układ Jarosław Kaczyński - Andrzej Lepper (Samoobrona) - Roman Giertych (LPR), czyli tzw. pakt stabilizacyjny, który Tusk ocenia jako "najgorszy wariant dla Polski". - Trzecia możliwość to próba odsunięcia na bok emocji. Próba poważnej rozmowy, jak zbudować rząd oparty na koalicji PO i PiS - dodał. W tym właśnie miałby pomóc prezydent. - Prezydent troszczy się o to, żeby w Polsce rządził rząd, który ma trwałe oparcie w parlamencie. Najlepszym sposobem na zapewnienie trwałego poparcia jest koalicja większościowa. Naturalnym partnerem do takiej koalicji była PO. Z różnych przyczyn do zawiązania takiej koalicji nie doszło. Jeżeli nie uda się zbudować koalicji większościowej, jakimś rozwiązaniem jest zaproponowany przez Jarosława Kaczyńskiego plan stabilizacyjny - tłumaczy sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Maciej Łopiński. - Pan prezydent uważa, że skrócenie kadencji parlamentu jest gorszym rozwiązaniem niż koalicja większościowa czy pakt stabilizacyjny, pod warunkiem, że będzie on podpisany przez taką liczbę ugrupowań parlamentarnych, żeby wycofanie się jednego nie zakłóciło paktu - oświadczył Łopiński. Nie zgodził się z opinią, że prezydent zbyt późno włączył się w dialog mogący prowadzić do ustabilizowania sytuacji politycznej. - Prezydentura aktywna to niekoniecznie prezydentura gadatliwa. Pan prezydent obserwował, analizował sytuację, spotykał się z bardzo wieloma politykami. Zabrał głos wtedy, kiedy uznał, że sytuacja tego wymaga - powiedział. Jednak nawet jeśli do PO-PiS-owej koalicji ponownie nie dojdzie, to szansa na przyjęcie paktu stabilizacyjnego jest coraz większa. Samoobrona i LPR już go wstępnie zaakceptowały, choć postawiły swoje warunki, których spełnienie - jak wyliczyła "Gazeta Wyborcza" - kosztowałoby budżet 33,5 mld zł. Jarosław Kaczyński nie odrzucił jednak jednoznacznie tych warunków.