Premier powiedział na konferencji prasowej, że "z całą mocą i z pełnym przekonaniem" chciałby bronić berlińskiego wystąpienia Sikorskiego "przed atakami". - Kierunek i zasadnicze tezy w wystąpieniu Radosława Sikorskiego były zaakceptowane przeze mnie i są wynikiem wielomiesięcznej pracy całego rządu i polskiej prezydencji - zapewnił Tusk. Podkreślił, że za granicą odbiór tez szefa MSZ był "jednoznacznie pozytywny". - W Polsce te kontrowersje wokół wystąpienia Radosława Sikorskiego dotyczą głównie dwóch partii opozycyjnych - panów Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry - łącznie z bardzo radykalnymi i niezrozumiałymi dla mnie takimi krytycznymi poglądami typu Trybunał Stanu, dymisja, wotum nieufności wobec Radosława Sikorskiego - dodał premier. Jak ocenił, wystąpienie Sikorskiego w stu procentach przyniosło spodziewane przez polski rząd efekty. Tłumaczył, że w dyplomacji należy umieć używać innych narzędzi niż tylko formalne dokumenty, a wystąpienie Sikorskiego do takich narzędzi należało. - Argumenty polskie będą wysłuchiwane po tym wystąpieniu ze zdecydowanie większą uwagą - podkreślił szef rządu. Według premiera obecne działania rządu, w tym wystąpienie szefa MSZ i jego wystąpienie zapowiadane na 14 grudnia w Strasburgu na zakończenie polskiej prezydencji, to zaledwie fragmenty wieloletniej debaty o przyszłości UE oraz o roli i znaczeniu Polski w Unii. - Istotność momentu, w jakim się znaleźliśmy, uzasadnia oczekiwanie parlamentarzystów, aby taka debata miała też miejsce w polskim parlamencie i odbędzie się 15 grudnia - oświadczył premier. Jak dodał, przedstawiona wtedy informacja rządu oraz debata po niej z udziałem premiera będzie dotyczyć sytuacji Unii w ostatnich dniach, ale także i wystąpienia ministra Sikorskiego. "Prezydent nie był krytyczny wobec Sikorskiego" Tusk powiedział również, że o wystąpieniu Sikorskiego rozmawiał z prezydentem Bronisławem Komorowskim i nie odniósł wrażenia, żeby był on krytyczny wobec niego. - Wręcz przeciwnie w rozmowie ze mną, ale też publicznie potwierdził, że wystąpienie Radosława Sikorskiego jest w tych głównych tezach także zbieżne z poglądami pana prezydenta - zaznaczył szef rządu. Prezydent mówił w środę, że wystąpienie szefa polskiej dyplomacji w Berlinie było ważne i zawierało "bardzo potrzebne propozycje do dyskusji". Zaznaczył jednak, że "warto byłoby poprzedzić je debatą w kraju". Tusk na pytanie, czy przed takim wystąpieniem ministra spraw zagranicznych nie powinny odbyć się w kraju konsultacje, premier odparł, że zgadza się, iż taka debata w Polsce jest potrzebna, ale uważa, że ona trwa nieustannie. - Czy efektem debaty w kraju będzie przyjęcie tak daleko idących stanowisk, jakie proponował w swoim wystąpieniu minister Sikorski, to jest odrębna sprawa, ale cieszę się, że ministrowie polskiego rządu wtedy, kiedy wygłaszają publicznie swoje sądy, potrafią sięgnąć trochę dalej i nie obawiają sformułować perspektyw o wymiarze strategicznym - podkreślił Tusk. Jak zaznaczył, przedmiotem do debaty jest, czy propozycje zawarte w wystąpieniu Sikorskiego zostaną przyjęte przez większość w parlamencie i przez polski rząd w całości. - Ale jestem bardzo usatysfakcjonowany i w 100 procentach zadowolony zarówno z wypowiedzi ministra Sikorskiego, jak i ze sposobu, w jaki wykorzystuje margines wolności, jaki daję każdemu mojemu ministrowi - podkreślił szef rządu. Tusk pytany był także o zapowiedź Jarosława Kaczyńskiego, który w środę w TVP1 mówił, że 13 grudnia odbędzie się marsz niepodległości jako sprzeciw wobec tego, co mówił minister Sikorski podczas wystąpienia w Berlinie. Sikorski: Przepraszam, że wprowadziłem stan wojenny "13 grudnia, w 30. rocznicę stanu wojennego, będzie marsz niepodległości i solidarności, właśnie wielki sprzeciw przeciwko tego rodzaju polityce. Podjęcie, także i tą metodą, sprawy obrony polskiej suwerenności i obrony polskiego państwa" - mówił szef PiS w TVP1. Na te słowa Sikorski zareagował dzisiaj wpisem na Twitterze. - Przepraszam Jarosława Kaczyńskiego za to, że wprowadziłem stan wojenny. Ale dlaczego wtedy nie maszerował? - napisał szef MSZ. Premier powiedział komentując zamiar Kaczyńskiego: "Jeśli chodzi o zapowiedź demonstracji, to państwo wiecie, są dziś dwie filozofie i dziś już nikt tego nie ukrywa. Jedną można nazwać - i bardzo przepraszam naszych bratanków, ale to nie był mój pomysł - budapeszteńską. I, jak widać, prezes Kaczyński konsekwentnie ją realizuje". - Zresztą zawsze tak twierdziłem i niestety okazało się, że mam rację i to jest przykra konstatacja - że z jednej strony my w Polsce staramy się robić wszystko, żeby opinia na temat Polski była jak najlepsza, że jesteśmy krajem stabilnym, że dziś płynie do nas informacja o Grecji, że jest strajk generalny bez dania szansy nowemu rządowi na przeprowadzenie konkretnych działań. Jeśli pamiętamy, co było w Budapeszcie - na te doświadczenia się powołuje prezes Kaczyński - to chcę bardzo stanowczo to powiedzieć i nikogo nie chcę dotknąć, nikogo nie chcę obrazić, ale te działania szkodzą Polsce - oświadczył Tusk. Premier zapewnił jednocześnie, że nie dojdzie do zdarzeń, które by zakłóciły porządek publiczny, a policja będzie "jeszcze bardziej zdecydowana, gdyby miało dojść do zakłócenia porządku publicznego". - I uprzedzam wszystkich, którzy mieliby zamiar z tego marszu zrobić zadymę na ulicach Warszawy: na pewno do tego nie dopuścimy. I przestrzegam tych, którzy chuligańskie działania nazywają patriotycznym odruchem. (...) Chuliganów będziemy tępić - podkreślił. Premier ocenił też, że "polityczna ocena tego (...) jest jednoznaczna". Wyraził nadzieję, że "kiedyś w Polsce także pan prezes Kaczyński zrozumie, że szczególnie w takim momencie, w jakim znajduje się Polska i Europa, budowanie na tyle, na ile to możliwe jedności narodowej wokół głównych celów sprzyja Polakom i Polsce". - Tego typu demonstracje i bardzo ciężkie słowa, bo przecież prawicowa opozycja nie ukrywa, że według niej my nie żyjemy w niepodległym kraju; (...) uważają, że żyjemy w kondominium, nie chcę już tego komentować, ale chcę powiedzieć, że to na pewno Polsce nie pomaga - oświadczył. - I przykro mi, że człowiek tak dojrzały i tak często powołujący się na honor, ojczyznę biało-czerwoną, orła białego, nie dostrzega tak oczywistej rzeczy, jak interes narodowy w tych skomplikowanych czasach - dodał szef rządu. Sikorski na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej w Berlinie zaproponował m.in. zmniejszenie i jednoczesne wzmocnienie Komisji Europejskiej, ogólnoeuropejską listę kandydatów do Parlamentu Europejskiego, połączenie stanowisk szefa KE i prezydenta UE. Minister SZ tłumaczył, że bliższa współpraca w ramach UE ma być odpowiedzią na kryzys. Według niego rozpad strefy euro "spowodowałby kryzys apokaliptycznych rozmiarów, wykraczający poza nasz system finansowy". Pytał też, czy można być pewnym, że "jeżeli dojdzie do rozpadu strefy euro, to wspólny rynek, kamień węgielny Unii Europejskiej, na pewno przetrwa". W ocenie Sikorskiego "jeżeli nie jesteśmy gotowi zaryzykować częściowego demontażu UE, wówczas staniemy przed najtrudniejszym dla każdej federacji wyborem: głębsza integracja lub rozpad". Szef MSZ mówił m.in. że "stoimy przed wyborem, czy chcemy być prawdziwą federacją, czy też nie". - Jeżeli ponowna nacjonalizacja lub rozpad są nie do zaakceptowania, pozostaje nam tylko jedna możliwość: sprawienie, by Europą w końcu można było rządzić, a co za tym idzie, doprowadzenie z czasem do Europy bardziej wiarygodnej - mówił m.in. szef SZ. Kaczyński ocenił, że Sikorski nie miał podstaw konstytucyjnych, ustawowych ani żadnych innych do formułowania tez, które wygłosił, i opowiedział się za postawieniem szefa MSZ przed Trybunałem Stanu. Według szefa PiS, Sikorski stwierdził, że Polska "decyduje się na to, żeby być członem federacji, żeby przestać być państwem niepodległym". - To jest złamanie konstytucji - przekonywał Kaczyński. PiS zapowiedział przygotowanie wniosku o wotum nieufności wobec Sikorskiego.