W wyborach wzięliby udział wszyscy członkowie partii. Tusk nazwał "naturalnym" kandydatem PO Bronisława Komorowskiego, ale ocenił też, że również Radosław Sikorski powinien wygrać z Lechem Kaczyńskim. Tusk pytany, czy w Platformie odbędą się prawybory (za ich przeprowadzeniem opowiada się Janusz Palikot) odparł: - Wolałbym, żeby nie doszło do takiej ostrej wewnętrznej kampanii, ale nie wykluczam, bo zastanawiam się nad tym, czy nie można by po raz pierwszy w Polsce doprowadzić nie do prawyborów, ale do takiego powszechnego wyboru wśród wszystkich członków Platformy. To jest technicznie możliwe, internet i wewnętrzna organizacja pozwala na takie przedsięwzięcie. Nie wykluczam, że się na to zdecydujemy. Na pytanie, kto będzie trudniejszym przeciwnikiem dla Lecha Kaczyńskiego: Bronisław Komorowski czy Radosław Sikorski Tusk odparł: - Dzisiaj z przekonaniem powiem, że jeden i drugi powinien wygrać. Dopytywany, czy ma dylemat, który z tych kandydatów będzie bardziej lojalny wobec niego Tusk powiedział: - Lojalność nie jest pierwszą cechą polityka, zresztą być może wcale nie jest najbardziej pożądaną cechą. Mnie to kryterium dzisiaj mniej interesuje. Dla mnie jest ważne, żeby Platforma wygrała wybory prezydenckie, a następnie parlamentarne. Zauważył też, że najtrudniejszym zadaniem dla Lecha Kaczyńskiego jest "konkurowanie z sobą samym, z własnym bratem i własnym ugrupowaniem". Pytany, czy jest możliwe, że PO poprze Andrzeja Olechowskiego, Tusk powiedział, że nie ma nic przeciwko temu, aby Platforma wyraziła zbiorową opinię, czy jest gotowa wesprzeć tę kandydaturę. Przyznał, że Olechowski "kilka razy" wspominał, że bardzo zależałoby mu na wsparciu Platformy. - Gdyby Andrzej Olechowski zyskał wsparcie większości w Platformie, to powiedziałbym: powinien być kandydatem. (...) Jeśli w Platformie zdecydujemy o takim powszechnym głosowaniu, to każdy, kto chce poparcia Platformy powinien móc uczestniczyć w tym wewnętrznym rankingu. Ale reguły są regułami - jeśli przegrywa - nie kandyduje - powiedział szef rządu. Szef rządu zapewnił jednocześnie, że nie żałuje decyzji o tym, że nie wystartuje w wyborach prezydenckich. Przyznał, że jego decyzje "nie wszyscy (w partii) przyjęli z entuzjazmem", a podejmując ją "musiał pokazać kilku osobom, że nadal rządzi". - Chodzi o Grzegorza Schetynę? - zapytała prowadząca program. - Liczę na pani domyślność - odparł Tusk. Odnosząc się do komentarzy opozycji, że "stchórzył" rezygnując ze startu w wyborach prezydenckich Tusk powiedział: - Widzę intelektualną bezradność na twarzach tych, którzy w ogóle mają odwagę komentować, bo zauważyłem, że czołowi liderzy Prawa i Sprawiedliwości nie mają śmiałości intelektualnej, aby podjąć to wyzwanie.