Premier zaznaczył, że służby podległe rządowi "nie powinny tolerować takich rzeczy jak palenie opon, organizowanie nielegalnych protestów typu okupacja, przemoc, bicie policjantów". Jak dodał "w Polsce istnieje wielka swoboda organizacji manifestacji (...) ale demonstracje związkowe w Polsce nie znajdują nigdy odpowiedzi negatywnych". - Kiedy jest łamane prawo staramy się reagować stanowczo, co nie znaczy, że brutalnie - podkreślił w programie "Tomasz Lis na żywo" w TVP2. W poniedziałek kilkudziesięciu związkowców z Sierpnia'80 rozpoczęło w poniedziałek okupację biur poselskich PO w sześciu miastach. Okupacja była prowadzona w biurach PO w Warszawie, Łodzi, Gdańsku, Szczecinie i Radomiu. Wieczorem policja usunęła okupujących z biur w Katowicach, Gdańsku, Radomiu i Szczecinie. Natomiast w ubiegłą środę w stolicy kilkuset związkowców protestowało przed Pałacem Kultury i Nauki w obronie stoczni Gdańsk i swoich miejsc pracy. W tym czasie w Pałacu odbywał się kongres Europejskiej Partii Ludowej. Stoczniowcy rzucali petardy, palili opony, spalili również kukłę przedstawiającą premiera Donalda Tuska. Podczas manifestacji doszło do starć demonstrantów z policją. Funkcjonariusze użyli pałek i gazu pieprzowego. W wyniku starć poszkodowanych zostało ponad 25 osób, w tym pięciu policjantów. Pytany o upadek stoczni szczecińskiej i gdyńskiej Tusk powiedział, że jest obecnie kilkanaście ofert na zakup jednej i drugiej stoczni. - Jest realna szansa, że wznowi się produkcja statków i w Szczecinie i Gdyni - powiedział premier. - Ja czułbym się dużo pewniej, kiedy przekonujemy inwestorów, gdybym miał do czynienia z partnerami, jeśli chodzi o stoczniowe związki, które umiałyby mi pomóc przekonać, że to jest dobra inwestycja - mówił. Mówiąc natomiast o Stoczni Gdańskiej, zaznaczył, iż ma ona swojego właściciela i "właściciel ten został wybrany przez stoczniową +Solidarność+ i rząd Prawa i Sprawiedliwości". W ub.r. Komisja Europejska uznała za nielegalną pomoc finansową, którą polski rząd udzielił stoczniom w Gdyni i Szczecinie. KE dała polskiemu rządowi czas do czerwca br. na sprzedaż majątku obu stoczni. Do tego czasu zakłady mają też zwolnić wszystkich pracowników (w Gdyni jest to około 5200 osób, w Szczecinie - niespełna 4 tysiące).