W piątek posłowie zajmą się sześcioma projektami ustaw dotyczących in vitro. Projekty zgłosiła Małgorzata Kidawa-Błońska (PO) oraz Jarosław Gowin (PO). Zgłoszone zostały też projekty zakazujące stosowania in vitro - autorstwa szefa sejmowej komisji zdrowia Bolesława Piechy (PiS), który pomimo zakazu, przewiduje możliwość adopcji zarodków, które już są wytworzone i zamrożone oraz drugi, którego sprawozdawcą będzie Teresa Wargocka (PiS), który za stosowanie zapłodnienia in vitro wprowadza karę pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. Nadzwyczajna podkomisja pracuje już nad dwoma lewicowymi projektami, które regulują kwestie in vitro. Zakładają m.in. dopuszczenie tworzenia wielu ludzkich zarodków i zamrażania ich oraz finansowanie zapłodnienia pozaustrojowego ze środków NFZ. - Nie pozbawiony wątpliwości, także o podłożu etycznym, będę się skłaniał ku wersji prezentowanej przez poseł Kidawę-Błońską - powiedział Tusk w radiu TOK FM. Jak argumentował, skoro decydujemy się na dopuszczenie metody in vitro, która "umożliwia posiadanie dzieci, a w innym przypadku małżeństwa dzieci by mieć nie mogły", to - według premiera - "nie powinniśmy popadać w legislacyjną hipokryzję, że skoro jest presja oczekiwań, to dajmy taką możliwość, ale minimalizujmy pozytywne skutki tej metody". Jak podkreślił szef rządu, regulacja w sprawie metody in vitro powinna być dobra i powinna zapobiegać dzikiemu rynkowi in vitro, a równocześnie powinna możliwie upowszechnić tę metodę. Premier jest zdania, że metoda in vitro powinna być refundowana z budżetu. - Jeśli się na to decydujemy, to nie możemy tego pozostawić jako ekskluzywnej, dostępnej tylko dla zamożnych metody - argumentował. Tusk zaznaczył także, że w swoim środowisku politycznym nie będzie akceptował zachowań, które - jak mówił - "z metody in vitro chcą zrobić wdzięczną oś konfliktu, na przykład z Kościołem". - Będę przekonywał, aby poważnie rozmawiać o in vitro, o bezdzietności, o narodzinach kultury akceptacji dla wielu żyjących już dzieci poczętych tą metodą; by, tak jak to jest tylko możliwe, oddalać brutalną politykę od tego dylematu - powiedział Tusk. Jak zapewnił, jego zadaniem nie jest polityczna wojna wokół in vitro, tylko przeprowadzenie przez Sejm regulacji w rej sprawie. Według niego, w głosowaniu żaden z klubów nie będzie nakładał dyscypliny partyjnej i "w tej kwestii posłowie będą dokonywali własnego wyboru". W ocenie premiera, realny jest wybór między projektami autorstwa Gowina i Kidawy Błońskiej. Pytany czy dla projektu przygotowanego przez Kidawę-Błońską będzie większość w klubie PO, premier powiedział, że tak mu się wydaje. - Sądzę, że większość w PO będzie za tym projektem czy jakąś jego wersją - dodał. Tusk pytany był również o poniedziałkowy list przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Józefa Michalika, przewodniczącego Zespołu KEP ds. Bioetycznych abp. Henryka Hosera i przewodniczącego Rady ds. Rodziny KEP bp. Kazimierza Górnego, skierowany do prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu, premiera oraz przewodniczących klubów parlamentarnych i sejmowych komisji - zdrowia oraz polityki społecznej i rodziny. Biskupi napisali, że metoda in vitro powoduje "ogromne koszty ludzkie" - "dla urodzenia jednego dziecka dochodzi w każdym przypadku do śmierci, na różnych etapach procedury medycznej, wielu istnień ludzkich". Napisali też, że metoda in vitro to "młodsza siostra eugeniki", zakłada bowiem "selekcję" zarodków, która oznacza "ich uśmiercenie". - Nie dołączę się do chóru, który mówi, że księża czy biskupi nie powinni wypowiadać się na tematy polityczne, na temat in vitro czy aborcji. Ktoś kto podjął się tego powołania, jest księdzem, zabiera głos publicznie, to jest natura aktywności, tu na ziemi - mówił premier. Jak powiedział, nie ma idealnego rozwiązania w sprawie in vitro, bo różni ludzie "różnie oceniają rzeczywistość". - Ale na końcu dojdzie do elementarnego ułożenia się w tej kwestii - dodał Tusk. Podkreślił, że będzie pilnował, że "tak jak księża i biskupi nie mają obowiązku słuchania premiera czy polityków", tak "politycy, kiedy są wybrani przez ludzi, odpowiadają przed ludźmi a nie przed hierarchią kościelną".