- Nie dopuszczę do tego, na tyle, na ile to leży w moich możliwościach, aby ktoś po stronie rosyjskiej, albo ktoś po stronie polskiej usiłował przerzucić na kogoś odpowiedzialność w sytuacji, kiedy sam ponosi za to odpowiedzialność. Nie jest zadaniem polskiego państwa, by na siłę udowodnić jakąś tezę, która będzie wygodna dla jakiejś ze stron - powiedział szef rządu. Dlatego - jak zaznaczył premier - tak ważne jest by strona polska i rosyjska wymieniały się informacjami. Premier Donald Tusk powiedział w czwartek, że strona polska oczekuje od rosyjskiej pieczołowitego zabezpieczenia miejsca katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Zaznaczył jednak, że zdaje sobie sprawę, iż nie jest to zadanie proste. Nie może być tak, że śledztwo w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem będzie ukierunkowane oczekiwaniami politycznymi albo medialnymi - oświadczył na czwartkowej konferencji prasowej w Sejmie premier Donald Tusk. "Podejmiemy wszystkie, nawet nadzwyczajne działania", mimo "pewnego oporu" Rosjan Szef rządu zapowiedział, że rząd podejmie "wszystkie, nawet nadzwyczajne działania", by zabezpieczyć miejsce katastrofy prezydenckiego samolotu. Jak dodał, na jego prośbę "od godzin porannych" teren ten lustrował polski konsul. - Rosjanie zapewniają patrolowanie całego terenu - powiedział. Jednocześnie - dodał - trzeba zrozumieć, że "ze strony rosyjskiej istnieje pewien opór, aby blokować dostęp do tego miejsca polskim - nie wiem czy mogę użyć słowa pielgrzymów - ale ludziom, którzy chcą dotrzeć do tego miejsca". "Nie możemy wysłać tam polskich żołnierzy..." - Nie wykluczam, że otwartość tego miejsca jest spowodowana nadmierną wrażliwością, czy ostrożnością (Rosjan) - powiedział premier. Tusk przyznał, że możliwości polskiego rządu jeśli chodzi o zabezpieczenie miejsca katastrofy są w jakimś sensie ograniczone. - Nie możemy wysłać tam polskich policjantów, czy polskich żołnierzy, ale wykluczam, aby strona rosyjska odmówiła nam zwiększenia środków i możliwości organizacyjnych, które służyłyby zabezpieczeniu tego miejsca - mówił premier. "Nie możemy sobie pozwolić na błąd, na fałszywą tezę" Szef rządu odniósł się do opinii wyrażonej w projekcie rezolucji autorstwa PiS, że na podstawie tzw. konwencji chicagowskiej rząd mógłby wystąpić do Rosji o przekazanie badania okoliczności katastrofy stronie polskiej. Tusk podkreślił, że zapis mówiący o tym, że państwo, gdzie miało miejsce zdarzenie może przekazać całość lub część postępowania dotyczy "sytuacji, w której państwo, gdzie zdarzenie miało miejsce nie jest w stanie przeprowadzić takiego badania, na przykład z powodów technicznych". - W bardzo nielicznych przypadkach stosowano ten przepis, zawsze na wniosek państwa, które jest miejscem zdarzenia, które nie jest w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności organizacyjno -technicznej - tłumaczył premier. W opinii premiera, Rosjanie profesjonalnie prowadzą techniczne badania na miejscu wypadku. Jak dodał, przy każdej operacji, która służy badaniu lub śledztwu, Polacy uczestniczą bez żadnych przeszkód. Według Tuska, niecierpliwość, którą wykazało PiS w projekcie rezolucji, "staje się sposobem na dokumentowanie tezy fałszywej, to znaczy, że postępowanie, czy śledztwo różnych instytucji, które się tym zajmują, postępuje zbyt powoli". - Jest odwrotnie - oświadczył premier. Dodał, że on także, na tyle, na ile leży to w jego kompetencjach, musi czuwać, by postępowanie było perfekcyjne. - Nie możemy sobie pozwolić na błąd, na fałszywą tezę - mówił. Jak ocenił, katastrofa pod Smoleńskiem była zbyt dramatyczna, by "ulegać w czasie śledztwa oczekiwaniom wyrażanym przez tabloidy, czy polityków" "Niektóre części czy przedmioty mogą znaleźć się w promieniu odległym od miejsca katastrofy" Tusk powiedział, że nie dostał żadnych sygnałów, aby strona rosyjska wykazywała w tej kwestii złą wolę. - Natomiast jest rzeczą zrozumiałą, że z naszego, polskiego punktu widzenia, to miejsce i ewentualne przedmioty mają nieporównywalnie większą wartość i znaczenie emocjonalne, symboliczne, szczególnie dla rodzin - mówił premier. Jak dodał, strona polska jest w stałym kontakcie ze stroną rosyjską, oczekując, że miejsce katastrofy będzie zabezpieczone szczególnie pieczołowicie. Dodał, że zdaje sobie sprawę, iż nie jest to proste zadanie, bo nie chodzi o zabezpieczenie lotniska, obszaru zamkniętego, ale wielu hektarów, m.in. lasu. Szef rządu powiedział, że nie można wykluczyć, iż niektóre części czy przedmioty mogą znaleźć się w promieniu odległym od miejsca katastrofy. Tusk powiedział, że chce, aby na tym obszarze mogli pracować polscy archeolodzy. - Po to, aby rzeczywiście już w sposób tak skrajnie profesjonalny przeszukać każdy fragment terenu, gdzie mogłyby się znaleźć fragmenty samolotu lub przedmioty, które pozostały po ofiarach - podkreślił premier.