W sobotę w Warszawie zorganizowano spotkanie liderów europejskich partii konserwatywnych i prawicowych, z udziałem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego. Zagranicznymi gośćmi byli m.in. szefowa francuskiego Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen oraz premier Węgier Viktor Orban. Fogiel: Le Pen nie pracuje w żadnej rosyjskiej spółce energetycznej Przedstawiciele polskiej opozycji w negatywny sposób skomentowali obecność zwłaszcza francuskiej polityk, której zarzucono chociażby wspieranie polityki rosyjskiego przywódcy Władimira Putina. Przykładowo Borys Budka (PO) ocenił, że "germanofobia Kaczyńskiego i jego skrajna niechęć do budowania silnej Unii Europejskiej sprawiły, że faszyzujący przyjaciele Putina witani są dziś w Warszawie niczym bohaterowie". Spotkanie nazwał "kolejnym krokiem do rozsadzenia od środka Europejskiej Wspólnoty" i do polexitu. W przerwie warszawskiego szczytu dziennikarze zapytali polityków PiS, jak odnoszą się do tych komentarzy. - Marine Le Pen nie pracuje, w przeciwieństwie do wielu polityków partii tworzących Europejską Partię Ludową (EPP), albo europejską socjaldemokrację, w żadnej z rosyjskich spółek energetycznych - odparł wicerzecznik partii rządzącej Radosław Fogiel. Tusk: W Warszawie gościli pożyteczni idioci Putina Głos w sprawie zabrał także szef PO i lider EPP Donald Tusk. W niedzielę przypomniał, że w książce "Wybór" - napisanej wraz z dziennikarką Anne Applebaum, która prywatnie jest żoną Radosława Sikorskiego, również polityka Platformy - rozmawiał o "'pożytecznych idiotach' Putina, w Polsce i Europie". To oni - zdaniem Tuska - "gościli w Warszawie na zaproszenie PiS". Przewodniczący PO zamieścił również na Twitterze cytat z "Wyboru". Brzmi on: "Rosji nie przeszkadza, że skrajna prawica jest werbalnie antyrosyjska. Rosję interesuje, żeby była antyunijna, antyamerkańska, anty-LGBT+, antyszczepionkowa, antyuchodźcza, anty... cokolwiek - byle tylko polaryzowała społeczeństwa. W Polsce PiS i Konfederacja działają w imieniu Rosji, bez względu na to, czy ich liderzy i elektorat to rozumieją, czy nie".