- Chcemy mieć wojsko bardzo nowoczesne, żołnierzy zdeterminowanych i bardzo świadomych swoich obowiązków oraz służby. Szansą na to jest tylko wojsko zawodowe - ocenił szef rządu. W ciągu najbliższych dwóch lat liczebność polskiej armii zmniejszy się o ok. 5 tys. żołnierzy. W 2010 r. ma być ich ok. 120 tys. - Zgodnie z wymogami polskiego bezpieczeństwa i możliwościami finansowymi to będzie 120 tys. żołnierzy. Zakładamy, że 120 tys. zawodowych, dobrze przygotowanych i dobrze uzbrojonych żołnierzy, to będzie skok jakościowy - podkreślił premier. Szef rządu powiedział, że są co najmniej dwa powody, dla których warto przeistoczyć polskie wojsko z armii poborowych w armię zawodową. Pierwszy - "bardzo ludzki", bo armia z poboru, a więc z przymusu, jest dolegliwa dla poborowych, archaiczna i mniej skuteczna od zawodowej. Drugi powód to potrzeba profesjonalizacji działań armii, lepiej wyszkolonej i wyposażonej w lepszy sprzęt. W niedzielę premier Tusk, wraz z szefem MON Bogdanem Klichem, wziął udział w uroczystej przysiędze poborowych na krakowskim Rynku. Obydwaj politycy podkreślali znaczenie tej uroczystości, która była ostatnią centralną przysięgą poborowych w historii Wojska Polskiego. Po uroczystościach premier odwiedził piknik wojskowy na krakowskich Błoniach. Podczas imprezy żołnierze wojsk lądowych, sił powietrznych, marynarki wojennej oraz szkoły i uczelnie wojskowe zachęcały młodych ludzi do wstępowania w szeregi zawodowego wojska. Formacje wojskowe i szkoły prezentowały się jak na targach we własnych stoiskach i namiotach. Można było zobaczyć też wojskowy sprzęt, pokazy sprawności oddziałów szturmowych, walki wręcz oraz skoki spadochronowe. W tych ostatnich, bezkonkurencyjny okazał się gen. Mieczysław Bieniek, który wylądował dokładnie w celu. Premier z kolei sfotografował się we włazie transportera opancerzonego, skosztował wojskowej grochówki i odbył przejażdżkę po Błoniach w przedwojennym polskim fiacie 508/III "łazik", który wraz z kilkoma innymi zabytkowymi pojazdami wojskowymi można było podziwiać na pikniku. Dziennikarze pytali premiera, czy plany rozmieszczenia w Polsce tarczy antyrakietowej nie oddalają się. - Jesteśmy cały czas w trakcie wymiany informacji i negocjacji - odparł szef rządu. - Amerykanie dobrze wiedzą, że jesteśmy stabilnym sojusznikiem i chcemy współpracować. Tylko chcemy, żeby ta instalacja rzeczywiście zwiększyła nasze bezpieczeństwo. Podejrzewam, że ten nasz upór (...) zaczyna być naprawdę rozumiany. Nie tylko u nas, bo w Polsce on jest akceptowany i rozumiany, ale i przez Amerykanów. To jest nasz najlepszy sojusznik, największy przyjaciel i dlatego oczekujemy dobrego zrozumienia naszych intencji -podsumował premier Tusk.