Szef sztabu wyborczego PiS Andrzej Duda powiedział we wtorek w RMF FM, że mężowie zaufania z ramienia jego ugrupowania w komisjach wyborczych "będą patrzyli, jak liczy się głosy, sami będą też głosy liczyli, a informacje o ich liczbie porównają z oficjalnymi wynikami wyborów". - Będziemy starali się stworzyć alternatywny sposób przeliczania głosów - dodał. Kaczyńsk: Trzeba sprawdzać. Tusk: Szkodzi Polsce Kaczyński pytany o szczegóły dotyczące tej sprawy podczas wtorkowej konferencji prasowej w Warszawie odparł, że "demokracja opiera się o zasadę ograniczonego zaufania". - Trzeba sprawdzać - mówił. - Lider PiS-u to lider największej partii opozycyjnej i jego głos, czy ktoś tego chce, czy nie, jest słuchany. Jeśli ktoś podważa wiarygodność, uczciwość, rzetelność polskich wyborów w ostatnich latach, to godzi bardzo mocno w reputację państwa polskiego - powiedział Tusk. Premier przywołał sytuację w Rosji, Białorusi czy jeszcze niedawno na Ukrainie, w krajach, w których - jak zaznaczył - świat "z niezwykłą uwagą i sceptycyzmem patrzy na wybory". Podkreślił, że sposób przeprowadzenia wyborów, rzetelność komisji wyborczych to istotne kryteria oceny, czy dane państwo jest uczciwe, dojrzałe i transparentne. - Jeśli ktoś dysponujący taką siłą głosu jak Jarosław Kaczyński mówi, że w Polsce trzeba alternatywnie liczyć głosy, rozumiem - bo komisje wyborcze fałszują wyniki wyborów - to obraża Polskę i wystawia świadectwo własnej ojczyźnie niesprawiedliwie negatywne, czarne, niezgodne z faktami. To tak czy inaczej coś kosztuje - oświadczył Tusk. - Kaczyński bardzo szkodzi Polsce w ten sposób. To jest niemądre działanie, ze złymi skutkami dla nas wszystkich - dodał premier. Tusk zaznaczył, że nie zgadza się z Kaczyńskim, gdy ten mówi, że fundamentem demokracji jest ograniczone zaufanie. - Tak naprawdę fundamentem każdej prawdziwej demokracji jest zaufanie. Zdaję sobie sprawę, że być może Jarosław Kaczyński ze względu na jakieś własne doświadczenia nie ma zaufania do ludzi i instytucjI - podkreślił szef rządu. "Do końca nie wiemy, gdzie są liczone polskie głosy" Kaczyński zapowiedział we wtorek, że system ochrony wyborów będzie się opierał o mężów zaufania. - Mężowie zaufania to instytucja przewidziana przez ordynację wyborczą. Chodzi o to, żeby działali wewnątrz systemu, który pozwoli na alternatywne liczenie głosów. To jest po prostu potrzebne. Nasza demokracja niekiedy kuleje i to bardzo. System będzie służył, żeby głosy były policzone, żeby każdy wiedział, że nie wszystko można - zaznaczył polityk. Szef PiS mówił o "niepokojących zjawiskach", m.in. dużej liczbie głosów nieważnych w niektórych gminach. - Naprawdę do końca nie wiemy, gdzie są liczone polskie głosy. Były wieści o serwerach poza polskimi granicami. Wolałbym, żeby serwery były własnością Państwowej Komisji Wyborczej, by były w pomieszczeniach PKW. Tak nie jest - dodał. Premier odnosząc się do tych słów powiedział: "Przypominam, że zdarzył się kiedyś taki moment w naszej historii, w 2005 roku, kiedy PiS wygrał wybory. To była ta sama Państwowa Komisja Wyborcza i, jak rozumiem, wtedy Jarosław Kaczyński nie sugerował, że zwycięskie głosy na PiS liczone były w Moskwie. Ma człowiek kłopot z właściwą oceną rzeczywistości, tak uważam". Sekretarz PKW Kazimierz Czaplicki pytany we wtorek przez PAP o wypowiedź Kaczyńskiego stwierdził: "Od początku serwery są używane pomocniczo. Przy wyborach serwery były w Polsce, są w Polsce i będą w Polsce. Są własnością Krajowego Biura Wyborczego. Mamy pełną kontrolę nad ich pracą".