W ten sposób odniósł się do wypowiedzi premiera, który stwierdził, że jest rozczarowany nieobecnością Lecha Kaczyńskiego w piątek w Sejmie podczas przedstawiania przez szefa MSZ Radosława Sikorskiego informacji o priorytetach polityki zagranicznej w 2009 r. i debaty nad nią. - Wydaje się, powiem wprost, że pan prezydent bierze za to pieniądze m.in. żeby współtworzyć polską politykę zagraniczną - mówił szef rządu. Kamiński podkreślił, że Lech Kaczyński znał treść piątkowego wystąpienia ministra spraw zagranicznych. - Treść wystąpienia ministra spraw zagranicznych (prezydent) znał dzięki - skądinąd miłemu - faktowi, że minister przesłał je prezydentowi wcześniej - powiedział Kamiński. Podkreślił też, że Lech Kaczyński wysłał w piątek do Sejmu najwyższego przedstawiciela swojej Kancelarii - jej szefa, Piotra Kownackiego. - Premier, który w ubiegłym roku zwiedził Machu Picchu, a w czasie kryzysu hulał na nartach, jest ostatnią osobą, która miałaby prawo upominać pracującego i pracowitego prezydenta - oświadczył z kolei Kamiński. Według niego, słowa premiera są "niesłychane". Jak mówił, wynikają one z "frustracji polityka, którego przerosła funkcja" i są próbą przykrycia tego, że "delikatnie mówiąc, nie nastąpiły zapowiadane cuda". Kamiński stwierdził ponadto, że premier nie uczestniczy w wielu sejmowych debatach dotyczących polityki rządu, za którą sam bezpośrednio odpowiada. Jak mówił, to właśnie Donald Tusk jako parlamentarzysta zasłynął z lenistwa.