- Proszę i błagam różnych polityków z PO, aby zastanowili się, zanim coś powiedzą, jak brzmią ich słowa czy sformułowania. Przecież znam autorów tych słów i to są ludzie z wielkim sercem i kochający dzieci, a nie potrafią czasami sformułować myśli tak, aby kogoś nie dotknąć - powiedział premier. - Mnie się to też nie podobało - dodał. Do słów premiera odniósł się w piątek Niesiołowski. Zaznaczył, że podtrzymuje swoje słowa. - Nie odpowiadam za źle interpretowane moje słowa. Były jasno rzucone, nie były nieopatrzne. Powiedziałem, rzecz całkowicie prawdziwą, absolutnie banalną prawdę. (...) W tych miejscach, które obserwuję, a kiedyś grałem w piłkę są te same drzewa, boiska, owoce leżą na ziemi, nikt nie chce się po nie schylać. Kiedyś myśmy je masowo zjadali - powiedział. - Moim zdaniem skala zjawiska głodujących dzieci jest nieprawdziwa. Moja intuicja mówi mi, że tak nie jest - dodał. O słowa Niesiołowskiego pytany był też prezes PiS Jarosław Kaczyński. - To, że Stefan Niesiołowski może funkcjonować w rządzącej partii, pokazuje jak bardzo w tej chwili polskie życie publiczne, a dokładnie ta partia, jest zdegenerowana - powiedział Kaczyński dziennikarzom w Sejmie. - Z drugiej strony, to że we wczesnej młodości, czy w dzieciństwie wczesnym, pan Niesiołowski tak ubogo się żywił, to być może jest w tej chwili widoczne - ironizował prezes PiS. W TVN24 Niesiołowski przekonywał w tym tygodniu, że informacje o 800 tys. niedożywionych dzieci w Polsce (to dane Fundacji Pomocy Dzieciom "Maciuś") nie mogą być prawdziwe, bo dzisiaj dzieci nie jedzą na przykład dziko rosnącego szczawiu czy śliwek ulęgałek i mirabelek. - Myśmy grali w piłkę, bo była przerwa, to wyjedliśmy cały szczaw z nasypu i wszystkie śliwki ulęgałki, mirabelki jedliśmy. Dzisiaj te wszystkie gruszki, śliwki leżą i nikt tego nie zbiera - mówił. W jednej z audycji telewizyjnych wypowiedzi Niesiołowskiego broniła inna posłanka PO Julia Pitera