Podczas spotkania autorskiego poświęconego książce "Szczerze" były szef Rady Europejskiej, szef EPL mówił o kulisach swojej decyzji o niekandydowaniu w wyborach prezydenckich. Tusk przyznał, że dokonał "politycznej kalkulacji". "Niezależnie od moich emocji, bo te emocje były bardzo różne i pchały mnie w różnych kierunkach. To jest chęć walki, odwetu, albo powiedzenie sobie: niech mi dadzą święty spokój, to już za długo trwa. Ale tak na końcu - ja tego szczerzej nie potrafię powiedzieć - włączyła się też ta kalkulacja, bo ja staram się myśleć o tym, w jaki sposób - powiem wprost - ich ograć" - mówił Tusk. "Niezależnie od tego, jak było to dla mnie bolesne, to z drugiej strony pomyślałem sobie: jeśli oni zainwestowali dobre trzy, cztery lata, zainwestowali tak dużo pieniędzy, wysiłku, czasu antenowego, gazet, żeby mnie dyskredytować, to właściwie najlepszym sposobem ogrania ich na samym starcie, będzie zmarnowanie ich wysiłku" - oświadczył były premier. Dodał, że nie jest możliwe "wylanie na Małgorzatę Kidawę-Błońską tego wszystkiego, co zostało wyprodukowane i przyszykowane na niego". Zdaniem Tuska sekwencja zdarzeń począwszy od decyzji o nieuczestniczeniu w wyborach stała się "bardzo poważnym utrudnieniem na starcie i wywróceniem prekampanii, którą PiS prowadził przez trzy lata". Jego zdaniem za kilka lat będzie jasne, że w tej sprawie miał rację, i że jego decyzja nie ma nic wspólnego z kapitulacją. "Mam osobistą satysfakcję z tego, co w życiu robiłem i z tego, co osiągnąłem. Właściwie wszystko to zawdzięczam tak, czy inaczej Polsce. W tym sensie będę dłużnikiem do końca życia. Całe swoje życie w jakimś sensie dedykowałem Polsce, bez żadnej bohaterszczyzny. Mi się też zdarzyło spać do południa i też nie załapałem się na wszystkie ciekawe zdarzenia w Polsce" - powiedział Tusk. Zapowiedział, że nie mając już formalnych ograniczeń, chce poświęcić tyle czasu, ile to możliwe, by "zrobić wszystko, co Polsce będzie dobrze służyło", by środowiska demokratyczne wygrały wybory - prezydenckie i parlamentarne. "Wiem, że to jest możliwe; wiem, że jesteśmy w stanie to zrobić i wiem, co mogę zrobić i jak mogę pomóc, żeby to stało się rzeczywistością" - dodał. Sytuacja w PO Tusk przyznał, że kandydatura Małgorzaty Kidawy-Błońskiej w wyborach prezydenckich to "zdecydowanie lepszy wybór", niż prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. Jak mówił, jedynym kluczem na zmianę niesprzyjającego krajobrazu jest dołożenie innych, niż polityczne, wartości z zakresu "etyki, miękkich emocji, zaufania, poczucia, że ktoś może odsunąć na bok wzajemną agresję". "To jest absolutnie niezbędne. To nie daje gwarancji, ale to daje realną szansę na pokonanie kandydata PiS" - dodał. Tusk odniósł się także do sytuacji wewnętrznej w Platformie Obywatelskiej. "Opozycja demokratyczna w Polsce nie jest w najlepszej kondycji, ale w żadnym wypadku nie można powiedzieć, że to jest absolutnie przegrana formacja. Moment jest krytyczny i równocześnie obiecujący" - mówił były premier. Tusk przyznał, że wysoko ocenia większość decyzji politycznych Grzegorza Schetyny z ostatniego roku, zaś fakt, że marszałkiem Senatu jest Tomasz Grodzki, jest zwieńczeniem wysiłków Schetyny. "Odrzucam, jako niestosowne takie marudzenie, że Grzegorz Schetyna nie jest innym człowiekiem, bo jest takim człowiekiem, jakim jest. Polityka z reguły warto oceniać po tym, co robi, jakie decyzje podejmuje, jakie wyniki uzyskuje, a nie, że powinien być wyższy, niższy, grubszy, chudszy, bardziej charyzmatyczny czy mniej charyzmatyczny" - mówił. "Uważam, że (Grzegorz Schetyna) większych błędów nie popełnił. Uważam, że prawdopodobnie doszedł do granicy, do ściany. Mówię o tym otwarcie, bo ja uważam, że ja w kilku momentach w życiu też dochodziłem do granicy, do ściany. Wtedy warto myśleć o kreatywnych rozwiązaniach" - oświadczył Tusk. Dodał, że Schetyna zrobił wszystko, co w jego mocy, żeby nie doszło do rozbicia opozycji i klęski.