- Nie dlatego abym był w pełni usatysfakcjonowany, (...) ale kiedy dzień po dniu prześledzimy właśnie te 100 dni, to zobaczymy, że był to jednak duży wysiłek, bardzo wiele zdarzeń i decyzji rządu, które powoli składają się na wspólny plan - zaznaczył. Wyobrażenie, że w ciągu trzech pierwszych miesięcy dokonuje się rewolucji albo przełomu, jest - zdaniem premiera - właściwe dla ustrojów, w których ten kto wygrywa wybory, ma 100 proc. władzy. - W Polsce działamy w ustroju politycznym, który powoduje, że opozycja, dzisiaj także prezydent, mają dużo możliwości blokowania - zauważył. Zaznaczył, że nie narzeka na prezydenta i opozycję. - W sytuacji, w której rządzimy w koalicji, przy dość silnej opozycji (...) niezbyt przychylnej naszym planom i gdzie prezydent zapowiada już przy pierwszych naszych projektach, które do Sejmu trafiły, wetowanie tych projektów, muszę dużo więcej czasu poświęcić na ucieranie poglądów - powiedział Tusk. Dodał, że chciałby, jak w przypadku ustaw dotyczących ochrony zdrowia, przekonać przynajmniej część opozycji, albo prezydenta, aby projekty te nie "poszły do kosza". W niedzielę na specjalnej konferencji prasowej premier Donald Tusk podsumował 100 dni działalności gabinetu, a sekretarz stanu w Kancelarii Premiera Sławomir Nowak przedstawił plany rządu na najbliższe 300 dni, do końca kadencji i do roku 2015 (gdyby PO wygrała kolejne wybory). Plany rządu przewidują m.in. podatek liniowy do 2011 r., przyjęcie euro, jednomandatowe okręgi wyborcze, uzawodowienie armii w ciągu dwóch lat, likwidację Senatu. Rząd chce też do końca kadencji obniżyć bezrobocie do poziomu 10 proc.