Także marszałek Sejmu Ewa Kopacz zapewniła w piątek, że na spotkaniu klubu PO z premierem - poświęconym kwestii związków partnerskich - szef rządu nie stawiał partyjnym konserwatystom żadnych warunków, ani ich nie straszył. W jej opinii PO nie podzieli się przez związki partnerskie. O związkach partnerskich posłowie PO rozmawiali z premierem w środę - spotkanie nie przyniosło ustaleń, czy z klubu PO wyjdzie jeden, czy dwa projekty w tej sprawie. Posłowie PO relacjonowali, że premier wolałby kompromis jeszcze w ramach prac w klubie, ale dopuszcza możliwość, że do komisji sejmowych zostaną przekazane dwa projekty: konserwatywny i liberalny. - Nie było żadnych warunków, nie było straszenia kogokolwiek, była dyskusja, która tak jak zawsze, toczy się w Platformie. Cieszę się, że w klubie PO rozmawiamy nawet o trudnych sprawach. Platforma nie podzieli się przez związki partnerskie, proszę ten zły komunikat przekazać opozycji - powiedziała Kopacz w piątek dziennikarzom w Sejmie. Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, uznawany za lidera grupy konserwatywnej w Platformie, powiedział dziennikarzom, że jego stanowisko w sprawie związków partnerskich jest "powszechnie znane i niezmienne". - Jestem politykiem Platformy Obywatelskiej, tu jest moje miejsce - podkreślił. Gowin nie chciał odpowiedzieć na pytanie, czy na środowym spotkaniu premier postawił konserwatystom ultimatum. - Nie należę do tych polityków, którzy ujawniają przebieg wewnętrznych narad - podkreślił. "Nie mam takiego wrażenia" Również wiceszef PO Grzegorz Schetyna powiedział, że Platforma nie podzieli się z powodu kwestii związków partnerskich. - Nie mam zupełnie takiego wrażenia, jest dyskusja, ona jest potrzebna. Mam nadzieję, że uda nam się wyjść z jednym projektem i po tej rozmowie będzie wzmocnienie Platformy, a nie jej osłabienie - powiedział Schetyna dziennikarzom. Przyznał jednocześnie, że rozmowa w sprawie związków partnerskich jest trudna i poważna. Podobne zdanie ma szef klubu PO Rafał Grupiński, który zapewniał w piątek w RMF FM, że Platforma nie rozsypie się przez związki partnerskie. Pytany, czy premier postawił ultimatum konserwatystom, Grupiński powiedział: "Nie, nie było aż tak ostrego ultimatum". - Było wyraźnie powiedziane, że tworzenie przez grupę konserwatywną jakiejkolwiek frakcji wewnątrz partii może być tym momentem granicznym. Niedopuszczalne jest formowanie tego rodzaju środowiska już w postaci pewnego rodzaju instytucji, ponieważ to zawsze kończyło się upadkiem partii, w której tego rodzaju frakcje powstawały. I to był wyraźny sygnał na przyszłość - powiedział Grupiński. Jak ocenił, związki partnerskie są "swego rodzaju pretekstem dla mniejszej części naszego skrzydła konserwatywnego, żeby mocniej postawić na swoim, czyli pokazać się w swojej odrębności". - Premier, przewodniczący partii uznał to za jeden krok za daleko. Uznał, że to jest kierunek w stronę budowania frakcji. Frakcje są jak fałszywe drożdże - wydaje się, że ciasto rośne, a ono w istocie się rozpada. Tak puchnie, że się rozpada. To jest kwestia, przed którą pan premier przestrzegał nasze środowisko poselskie i partyjne - zaznaczył szef klubu PO. "Punkt graniczny" Pytany, gdzie jest granica między swobodną działalnością posłów konserwatystów, a tym, że oni zawiążą frakcję, Grupiński powiedział: "Punkt graniczny jest - jak myślę - w najbliższym istotnym głosowaniu i zachowaniu grupy konserwatywnej. Ich zachowanie lojalne wobec decyzji większości klubu i decyzji szefa partii będzie sprawdzianem ich intencji. Tak - jak rozumiem - traktuje to pan premier". Zarówno przedstawiciele grupy liberalnej jak i konserwatywnej w PO przyznawali, że środowemu spotkaniu u premiera towarzyszyły emocje. Część polityków PO w nieoficjalnych rozmowach twierdzi, że konserwatyści dostali od premiera "ultimatum", zgodnie z którym albo porozumieją się w sprawie związków z resztą klubu, albo "wylecą z PO". Z kolei należący do grupy konserwatywnej poseł PO John Godson mówił po spotkaniu dziennikarzom, że "nie było ultimatum, że musi być jeden projekt klubowy w sprawie związków partnerskich". Według niego premier mówił, że "wolałby, aby był jeden wspólny projekt; ale powiedział też, że jeżeli się nie uda wypracować jednego projektu, to jest otwarty na dwa projekty". Szef koalicyjnego PSL, wicepremier Janusz Piechociński wyraził w piątkowej rozmowie z dziennikarzami w Sejmie nadzieję, że "w obozie parlamentu, szczególnie w obozie współrządzącej formacji, nie nastąpi destabilizacja, bo mamy przed sobą czas wielkich wyzwań". - Trzeba pokazać, że nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz jesteśmy zgromadzeni wokół tego, co najważniejsze, a dzisiaj najważniejsza jest praca, chleb dla polskich rolników, sprawniejsze procesy inwestycyjne, lepsza legislacja - wyliczał. Piechociński zapewnił też, że nie wchodzi w wewnętrzne sprawy koalicyjnego partnera. - Stwierdzam tylko fakt, że te napięcia spowodowane nie tylko związkami partnerskimi niepotrzebnie koncentrują na sobie uwagę opinii publicznej, parlamentu i odwracają uwagę od tego, co powinno być dzisiaj istotą polityki - powiedział.