O to, kto podjął decyzję o "opuszczeniu ciała prezydenta" Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku pytał we wtorek Tuska dziennikarz "Gazety Polskiej". Jak twierdził, kiedy ciało prezydenta pozostało bez opieki kogokolwiek ze strony polskiej, zrobiono mu zdjęcia, które teraz można znaleźć w internecie.- Nie mam nic do powiedzenia na temat jakiejś decyzji o opuszczeniu ciała prezydenta. Wiem, że niektórzy specjalizują się w takich sformułowaniach, które ze względu na dobór słów budzą grozę - odpowiedział na to premier. W jego opinii w sprawie smoleńskiej "czasami celowo używa się takich sformułowań, które uniemożliwiają racjonalne relacjonowanie tego, co się tam zdarzyło". - Nie ma procedury, która zakłada jakąś formę straży czy dozoru. Każdy kto był tam na miejscu wie, jak to wyglądało - mówił premier. - To nie było przedmiotem ustaleń międzypaństwowych, o której godzinie jakie ciało zostanie przewiezione do jakiego szpitala. Wiem, bo dokładnie pamiętam tę chwilę, że sposób postępowania z ciałem prezydenta był podyktowany przede wszystkim oczekiwaniami jego brata Jarosława Kaczyńskiego, aby jak najszybciej móc przetransportować ciało do Polski. I tak naprawdę wszystkie bez wyjątku decyzje - mówię o całym sposobie postępowania w czasie kiedy ja byłem tam na miejscu - były podporządkowane temu oczekiwaniu - zaznaczył Tusk.