- Jest chyba właśnie dziś stosowny moment, najwyższy czas, aby spróbować wspólnie podsumować to, co się stało po 10 kwietnia, jaki był bieg spraw publicznych, jak w trakcie tych dramatycznych tygodni i miesięcy, w jaki sposób polska racja stanu, pozycja międzynarodowa, w jaki sposób to wszystko wpływało na kondycję naszego państwa - powiedział Tusk w Sejmie. Jak podkreślił, od pierwszych chwil po katastrofie polski rząd musiał "w trybie natychmiastowym podejmować decyzje, które dawały możliwość wygrania prawdy o katastrofie". - Od pierwszych godzin rzeczą kluczową było zastosowanie takich procedur i metod działania, które pozwolą natychmiast przystąpić do kompletowania informacji, dokumentacji, dowodów, poszlak, tak aby osiągnięcie maksimum wiedzy, zdobycie prawdy na temat okoliczności i przyczyn katastrofy było możliwe - zaznaczył premier. Drugim zadaniem - dodał - było to, "jak prowadzić te sprawy, mając na uwadze interes polski, polską rację stanu". - Żeby konsekwentnie działać na rzecz polskiego bezpieczeństwa (...) a więc wygrać prawdę i jednocześnie wygrać pokój - to co dla Polski tak bezcenne, również ze względu na sąsiedztwo, w jakim przyszło nam żyć - podkreślił szef rządu. "Nie wszyscy byli zainteresowani pełną prawdą" Premier Donald Tusk powiedział, że już od pierwszych godzin po katastrofie smoleńskiej potęgowało się wrażenie, iż "nie wszyscy byli zainteresowani pełną prawdą" o tym, co stało się 10 kwietnia. Premier przedstawia posłom informację o działaniach rządu w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. - Już od pierwszych godzin po katastrofie potęgowało się - nie tylko moje - wrażenie, że istnieją inne poglądy, inne interesy polityczne, niż te, które my określiliśmy jako priorytetowe. Nie wszyscy byli zainteresowani pełną prawdą o katastrofie i dalece nie wszyscy byli zainteresowani tym, aby katastrofa smoleńska nie przerodziła się także w katastrofę w relacjach pomiędzy Polską a jej sąsiadami, w tym z Federacją Rosyjską - mówił szef rządu. Jak podkreślił, mimo tego co POlacy przeżywali po 10 kwietnia ub. roku, "mimo tej straty, także okrutnej w sensie arytmetycznym", rząd miał obowiązek "dbania o to, aby w Polsce nie doszło do wstrząsu naszej demokracji, aby państwo polskie przetrwało ten krytyczny i najtrudniejszy moment, bez zbędnego szwanku". - By utrzymać sprawność państwa i gotowość państwowych służb do działania, by realizować najważniejsze cele - dodał Tusk. Premier powtórzył, że rząd nadal "chce wygrać prawdę o Smoleńsku" i "wygrać pokój polityczny w relacjach międzynarodowych i elementarną stabilizację polityczną wewnątrz kraju". - Żadne z tych zadań nie straciło na aktualności - oświadczył szef rządu. "Lepiej znać prawdę i nie mieć wojny" Dla Polski lepiej znać prawdę i nie mieć wojny, niż nie znać prawdy i mieć wojnę - oświadczył premier, odnosząc się do sposobu wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Jak mówił, kluczowym pytaniem jest to, czy zadaniem polskiego państwa po 10 kwietnia było "zademonstrować to, że Rosja jest złym partnerem, czy stosować w sposób przemyślany narzędzia i instrumenty dostępne, zakorzenione w prawie międzynarodowym, po to by uzyskać możliwie kompletny obraz zdarzeń". W ocenie premiera "ci wszyscy, którzy od 10 kwietnia do dzisiaj stabilizują państwo polskie, mają prawo do gorzkiej, ale jednak satysfakcji". Zaznaczył, że "przygniatająca większość Polaków oczekiwała od władz państwa skutecznego dbania o nie "mimo bardzo krytycznych okoliczności". Według premiera niektórzy marzyli jednak "o takim rezultacie, że katastrofa smoleńska trwa wciąż". Liczyli - mówił - że stanie się ona kluczem do "radykalnej zmiany politycznej". - Tu rozbieżność interesów była bardzo dramatyczna, bo w naszej ocenie trzeba było zrobić wszystko, by ta katastrofa nie miała więcej negatywnych skutków - mówił Tusk. "Najważniejsze dokumentowanie prawdy o katastrofie" Tusk powiedział, że "numerem jeden" dla rządu było maksymalnie zabezpieczyć skuteczność swego działania w celu udokumentowania całej prawdy o katastrofie smoleńskiej. Premier pytał, jaki jest cel tych, którzy podważają działania rządu. - Wiedzieliśmy dobrze, dziś wiemy równie dobrze co wtedy, że partner, z jakim przyjdzie nam współpracować w wyjaśnianiu okoliczności i przyczyny katastrofy, jest ciągle tym samym partnerem, jakiego znamy z historii. I mówię o tym ani w złym, ani w dobrym tego słowa znaczeniu - powiedział Tusk. - Mówię o tym, że tylko ktoś naiwny mógłby sądzić, że do zastosowania są jakieś nadzwyczajne procedury, zgodnie z którymi Rosja stawiana przez niektórych polityków w roli sprawcy, w roli wręcz zamachowca, równocześnie wysłucha wszystkich sugestii, oczekiwań i żądań tych polityków, którzy w tym samym czasie formułują tego typu oskarżenia - mówił premier. Jak podkreślił, dla polskiego rządu zadaniem numer jeden było "co zrobić (...), aby maksymalnie zabezpieczyć skuteczność działania w celu udokumentowania całej prawdy o katastrofie smoleńskiej". Zaznaczył, że to zadanie "w dużej mierze, w decydującej mierze zakończyło się sukcesem". - Skompletowanie materiałów przez polskich ekspertów, urzędników, funkcjonariuszy, którzy od pierwszych godzin uczestniczyli w wygrywaniu tej prawdy o Smoleńsku, przyniosło efekty, które umożliwiają dziś polskiej komisji skompletować raport, być może niewygodny, ale prezentujący tę bogatą, skomplikowaną, dramatyczną prawdę o przyczynach i okolicznościach katastrofy - tłumaczył premier. - Dziś, kiedy wysłuchuję niektórych polityków opozycji, zastanawiam się, czy naprawdę wierzą w to, co mówią, że alternatywnym dla działania, jakie podjęliśmy, mogło być działanie polegające na tym, że któryś z polskich polityków mówi: "jesteście winni śmierci naszego prezydenta, zorganizowaliście zamach, w związku z tym łaskawie zgódźcie się na to, że my przejmiemy wszystkie elementy dochodzenia nad tą sprawą po to, by udowodnić, że jesteście zamachowcami" - mówił Tusk. - Czy naprawdę ci, którzy formułują te absurdalne tezy wierzą w to, że to była alternatywna bezpieczna z punktu widzenia tych dwóch celów - dojścia do prawy i zachowania silnej pozycji dla Polski, czy to była rzeczywista alternatywa? Czy naprawdę nieustanne podważanie tego, co robi polski rząd, przez niektórych polityków opozycji ma na celu zbliżenie nas do pełnej prawdy do katastrofy smoleńskiej, czy dopadnięcie przeciwnika politycznego? - pytał szef rządu. - Jaki jest prawdziwy cel tych, którzy od pierwszych godzin po katastrofie robią wszystko, aby także w relacjach z tym trudnym i wymagającym partnerem, który w procesie wyjaśniania katastrofy może mieć rozbieżne interesy, żeby podważać pozycję polskiego rządu? - kontynuował premier. - Czy na pewno jest tak, że ci, którzy wtedy i dziś potrafią artykułować pod adresem polskiego rządu, który jest w tym procesie wyjaśniania i zdobywania prawdy o katastrofie, potrafią formułować najbardziej drastyczne, radykalne i niesprawiedliwe oceny, czy naprawdę wierzą w to, że to oznacza większą skuteczność państwa polskiego w tym trudnym procesie dochodzenia do prawdy? - pytał Tusk. W jego ocenie, "tego typu działania nie są związane z taką wewnętrzną potrzebą wyjaśniania prawdy o katastrofie, tylko są próbą wykorzystania tego, co stało się 10 kwietnia, do politycznej rozgrywki z rządem tutaj, w kraju".