Premier w drodze do Wielkopolski odwiedził m.in. Kutno i Konin. Rano zapowiedział, że "Wielkopolska zawsze kojarzyła mu się z przedsiębiorczością" i w środę tematem przewodnim jego spotkań "będzie to, co udało się zrobić, szczególnie jeśli chodzi o znoszenie barier dla przedsiębiorczości". Jednak w Kutnie mieszkanki tego miasta z płaczem pytały premiera "Jak my mamy żyć?", "Co to za kraj, że rząd nam nie pomaga?". Wiele osób chciało wiedzieć, jak rząd upora się z trudną sytuacją w rolnictwie, jak zamierza zaradzić bezrobociu, niskiej płacy oraz trudnej sytuacji emerytów, niepełnosprawnych i samotnych matek. "Czwarty raz się staram o pracę, mam tysiąc złotych na utrzymanie czterech osób, ja już nie mam siły. Boże kochany, niech mi pan pomoże, tak nie można traktować ludzi" - mówiła jedna z kobiet, która nie potrafiła powstrzymać łez. Tusk pocieszając i ocierając łzy kobiecie, obiecał zajęcie się jej sprawą; dopytywał o sytuację rodzinną. "Ktoś w najbliższych dniach od wojewody zadzwoni do pani" - zapewnił. Niektórzy mieszkańcy Kutna zarzucali szefowi rządu, że interesuje się ich regionem jedynie w kampanii wyborczej. Część rozmówców Tuska popierała jego politykę. "Niech pan nie da się Kaczorowi", "Niech pan idzie po zwycięstwo", "Damy radę" - to niektóre z wypowiedzi zwolenników premiera. Jeden z rozmówców zaproponował nawet Tuskowi miejscowe piwo, premier jednak odmówił, tłumacząc się koniecznością rozmów z mieszkańcami Kutna. W Koninie premier przekonywał, że przyszłość kopalni w tym mieście, jak i Zespołu Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin, "to przyszłość wyłącznie z dobrym inwestorem". Wizytę premiera w Koninie próbowali zakłócić skonfliktowani z rządem kibice, którzy m.in. wywiesili transparenty: "Przeżyliśmy Ruska, przeżyjemy Tuska", "Stop hipokryzji" oraz "Piłka nożna dla kiboli". Z kolei przedstawiciele Ruchu Palikota apelowali do Tuska o debatę wyborczą z Januszem Palikotem. Próbowali też zakłócić jego spotkanie z mieszkańcami oraz briefing prasowy okrzykami przez megafon. Kolejną miejscowością, którą tego dnia odwiedził premier była Września, gdzie okrzykami "Ole, to my kibole", "Dosyć kłamstw" powitali go kibice. W rozmowie z nimi Tusk zaprosił na godz. 15 w poniedziałek w Warszawie stowarzyszenia i grupy kibicowskie. "Niech przyjadą przedstawiciele stowarzyszeń i innych grup kibicowskich w Polsce. Niech przyjadą ci, którzy chcą rozwiązać dwa problemy: wasze poczucie, że jesteście gnębieni, i drugi, że gnębiona na stadionach jest większość, która nie chce słuchać przekleństw" - powiedział Tusk. Premier spotkał się także m.in. z przedsiębiorcami, nauczycielami, samorządowcami i zadeklarował w rozmowie z nimi, że Polska skutecznie powalczy o solidny budżet europejski. "Najważniejsze jest to, żeby te pieniądze trafiały tam, gdzie są najbardziej potrzebne" - podkreślił. Obiecał także budowę świetlików (centrów kulturalno-oświatowych). Swoją środową podróż premier zakończył w Poznaniu. Przed hotelem, w którym Tusk spotkał się z poznańskimi kupcami i przedsiębiorcami powitała go manifestacja zorganizowana przez Klub Gazety Polskiej, kibiców Lecha Poznań, Akcję Alternatywna Naszość i Ruch Poparcia Palikota. Natomiast Komitet Wyborczy PiS zawiadomił w środę PKW i policję o możliwości popełnienia wykroczenia przez komitet PO i Donalda Tuska jako kandydata w wyborach do Sejmu. Zdaniem PiS Tusk niezgodnie z prawem prowadził agitację wyborczą na terenie szkoły. W piśmie, skierowanym do PKW i do wiadomości Komendy Stołecznej Policji, do którego dotarła PAP, pełnomocnik wyborczy PiS Krzysztof Sobolewski zwraca uwagę, że we wtorek Donald Tusk odwiedził w ramach prowadzonej kampanii wyborczej Szkołę Podstawową nr 2 im. Marii Skłodowskiej-Curie w Piastowie. Tusk odpiera jednak te zarzuty. Według niego w szkole w Piastowie to nie on prowadził agitację wyborczą, ale zwolennicy jego konkurentów. Premier zaznaczył, że "obserwował mecz koszykówki młodych ludzi i brał udział w spotkaniu z trenerami, którzy organizują zajęcia sportowe". "Natomiast zwolennicy mojej konkurencji uprawiali tam agitację wyborczą, wywieszając transparenty i wznosząc okrzyki. Jestem już do tego przyzwyczajony" - podkreślił. Do kampanii PO włączył się b. premier Kazimierz Marcinkiewicz, oświadczając, że przed negocjacjami ws. budżetu UE na lata 2007-13 nie dostał żadnych wytycznych od prezesa PiS. "Jedyne słowa, jakie wtedy padły, były takie 'postawiłeś poprzeczkę strasznie wysoko, boję się, że nie dasz rady" - powiedział Marcinkiewicz. Odniósł się w ten sposób do wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, że w uczestnicząc jako premier negocjacjach ws budżetu UE, otrzymał "bardzo dokładne dyrektywy od kierownictwa partii rządzącej", a więc i od niego. Marcinkiewicz - były premier w rządzie PiS-LPR-Samoobrona - wziął udział w konferencji prasowej w wraz z szefem MSZ Radosławem Sikorskim i rzeczniczką sztabu wyborczego PO Małgorzatą Kidawą-Błońską. B. premier pytany, czy jego obecność na konferencji prasowej PO należy rozumieć jako walkę o to, aby PiS nie wygrało wyborów, odparł: "Nie wiem, czy ja walczę, ale na pewno staram się pomóc" - odparł. Na pytanie, czy zamierza zasilić szeregi PO, odpowiedział, że "nie wybiera się do polityki". W wypowiedziach polityków powrócił także temat katastrofy smoleńskiej. Jarosław Kaczyński ocenił, że państwo polskie nie zdaje egzaminu w sprawie Smoleńska i stwierdził, że kto chce, żeby katastrofa została wyjaśniona, musi poprzeć PiS w wyborach. W jego ocenie w sprawie katastrofy smoleńskiej "rząd Donalda Tuska, jak w wielu innych, wywiesił białą flagę". "My tę białą flagę zwiniemy" - oświadczył. Prezes PiS uważa, że obecna władza nie potrafi, a - być może - ma też powody, aby nie chcieć wyjaśnić katastrofy smoleńskiej. W środę kolejni dwaj prokuratorzy i ośmiu biegłych, pracujących dla polskiej prokuratury prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, udają się do Smoleńska, by uczestniczyć w oględzinach wraku polskiego samolotu i wszechstronnie go przebadać. Jarosław Kaczyński ocenił, że wyjazd ten jest zabiegiem propagandowym, bo - jak mówił - "badanie wraku po osiemnastu już prawie miesiącach nie ma sensu śledczego, ma tylko sens propagandowy". Tusk odnosząc się do zarzutów szefa PiS, powiedział, że "służby państwowe, w tym komisja - ta nadzwyczajna, prokuratura wojskowa, służby specjalne od pierwszych godzin po katastrofie obecne w Smoleńsku, wszyscy Polacy zaangażowani w proces wyjaśniania źródeł katastrofy pracowali niezwykle ciężko, bardzo uczciwie". Premier zaznaczył, że prokuratura nadal pracuje i on nie ma żadnych obaw co do rzetelności pracy tych ludzi. Stwierdził też, że "bierze go obrzydzenie", kiedy widzi polityków, którzy uważają, że na tragedii narodowej będą robili własną kampanię wyborczą. "Kiedy widzę tę zapiekłość smoleńską, która ma być orężem politycznym w kampanii, to powiem szczerze i brutalnie - dostaję mdłości" - dodał. W środę po raz kolejny liderzy PiS i SLD apelowali do prezydenta Komorowskiego o zawetowanie ustawy o dostępie do informacji publicznej. W miniony piątek podczas ostatniego w tej kadencji posiedzenia Sejmu posłowie przegłosowali senacką poprawkę do ustawy, w myśl której możliwe będzie ograniczenie prawa do informacji ze względu na "ochronę ważnego interesu gospodarczego państwa". Poprawkę poparły PO i PSL; przeciwko były: PiS, SLD i PJN. Ustawa czeka teraz na decyzję prezydenta. Bronisław Komorowski powiedział we wtorek w wywiadzie dla PAP, iż rozważa podpisanie nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej, a następnie skierowanie jej do Trybunału Konstytucyjnego w tzw. trybie kontroli następczej. Prezydent zaznaczył w rozmowie z PAP, że ma zastrzeżenia co do trybu prac nad nowelą. Szef rządu odnosząc się do słów prezydenta powiedział, że rozumie je "jako zgodę do merytorycznych rozstrzygnięć i chęć potwierdzenia zgodności z konstytucją wszystkich jej elementów". Tusk podkreślił, że on sam nie widzi w ustawie żadnych sprzeczności z konstytucją. PSL zachęcało w środę do przesiadania się z samochodów do środków komunikacji zbiorowej. Ludowcy postulowali także, by rozważyć zwrot podatku VAT od paliwa kupowanego przez przewoźników publicznych. "Warto promować alternatywne środki komunikacji, warto promować komunikację miejską" - przekonywał na środowej konferencji prasowej w Warszawie rzecznik sztabu wyborczego ludowców Krzysztof Kosiński w związku z przypadającym w czwartek Światowym Dniem bez Samochodu. Natomiast politycy PJN apelowali do premiera i ministra finansów Jacka Rostowskiego, aby wyraźnie powiedzieli Polakom, czy w przypadku wygranych wyborów podniosą podatki. "Polacy przed wyborami powinni wiedzieć, jakie są plany rządu z tym związane - uważają politycy PJN. Szef klubu PJN Paweł Poncyljusz przedstawiając propozycje podatkowe swojej partii powtórzył, że obecnie każdy kandydat PJN podpisuje oświadczenie, że gdy znajdzie się w parlamencie, nigdy nie podniesie ręki za zwiększeniem podatków. Z kolei Janusz Palikot zapowiedział w Gdańsku, że jeśli jego ugrupowanie - Ruch Poparcia Palikota - znajdzie się w Sejmie, to przedstawi zmiany w prawie wprowadzające odpowiedzialność cywilną dla wszystkich funkcjonariuszy służb specjalnych oraz prokuratury. Podkreślił, że to "zobowiązanie społeczne" ogłasza w Gdańsku, w miejscu symbolicznym, gdzie rozpoczęła się walka z systemem komunistycznym, który wykorzystywał służby przeciwko obywatelom.