Zdaniem eurodeputowanego Jacka Kurskiego z Solidarnej Polski, wypowiedź ta świadczy o dużej arogancji premiera, który nie chce wznowić prac komisji mimo załamania się tezy o naciskach, wywieranych na załogę samolotu przez generała Andrzeja Błasika. Kurski dodał jednak, że nawet gdyby prace komisji Jerzego Millera zostały wznowione, to nie miałaby ona wiarygodności, potrzebnej do wyjaśnienia katastrofy. Jego zdaniem może to zrobić przyszły, prawicowy rząd, który podniesie sprawę na forum międzynarodowym. Henryk Wujec z Kancelarii Prezydenta uznał natomiast, że nie ma potrzeby wznawiania prac komisji, gdyż wyjaśnienie, czy generał Błasik był w kabinie tupolewa, nie wpływa na zasadniczą ocenę przyczyn katastrofy. Wujec dodał, że z zapisu rozmów prowadzonych na pokładzie samolotu wynika, iż piloci mieli tylko sprawdzić warunki nad lotniskiem, ale podjęli próbę lądowania. Joachim Brudziński z Prawa i Sprawiedliwości powiedział, że Jerzy Miller nie jest w stanie wyjaśnić przyczyn katastrofy, gdyż jako były zwierzchnik Biura Ochrony Rządu jest za nią współodpowiedzialny. Zacytował wczorajszą wypowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który powiedział, że odwracanie uwagi od przyczyn katastrofy jest "zwykłym łajdactwem". Zdaniem Kaczyńskiego, łajdactwem jest to, co za aprobatą premiera robił polski akredytowany przy rosyjskim MAK, Edmund Klich, i to, co publikowała część mediów. Andrzej Halicki z Platformy Obywatelskiej odpowiedział, że łajdackie są właśnie takie wypowiedzi. Podkreślił, że ostatnie ustalenia ekspertów nie podważają głównej przyczyny katastrofy, którą było nieprzestrzeganie procedur. Halicki zwrócił uwagę, że procedury w czasie lotu z prezydentem na pokładzie, a zwłaszcza w czasie mgły, są dużo bardziej wymagające niż normalnie. Według posła, prezydencki samolot wystartował z Warszawy pod warunkiem, że znajdzie lotnisko zapasowe. Nie powinien więc podchodzić do lądowania w Smoleńsku. Halicki powiedział, że wznowienie prac komisji miałoby sens, gdyby pojawiły się nowe fakty, wymagające zmian w raporcie "komisji Millera". Dodał, że z ustaleń w sprawie katastrofy smoleńskiej trzeba wyciągnąć wnioski, aby taka tragedia się nie powtórzyła. Artur Dębski z Ruchu Palikota uznał, że to, co się dzieje po katastrofie, jest kompromitacją Polski. Jako przykład podał fakt, że rząd nie jest w stanie sprowadzić do Polski wraku prezydenckiego samolotu. Kolejna kompromitacja to ujawnienie błędów w raporcie "komisji Millera". Zdaniem Dębskiego, cała sytuacja może służyć grze politycznej: ujawnianie nowych informacji o katastrofie prowokuje polityków PiS. Eurodeputowany Polskiego Stronnictwa Ludowego Jarosław Kalinowski powiedział, że nikt nie podważa najważniejszych ustaleń w sprawie katastrofy. Jego zdaniem, niektóre sprawy, takie jak obecność generała Błasika w kabinie samolotu, mogą nigdy nie być wyjaśnione. Kalinowski dodał, że jest bardzo przykre, iż na wielkiej katastrofie robi się, jak się wyraził, ohydną politykę antyrządową. Poseł Jerzy Wenderlich z Sojuszu Lewicy Demokratycznej uznał za haniebne twierdzenia raportu rosyjskiego MAK, według którego pijany generał Andrzej Błasik kazał pilotom lądować w Smoleńsku. Z drugiej strony pasywność i niejasność stanowiska polskiego rządu w tej sprawie spowodowały, jego zdaniem, że raport i opinie rosyjskiego MAK upowszechniły się w świecie. Jerzy Wenderlich dodał, że gdyby PiS nie atakowało rządu po katastrofie, to prace nad jej wyjaśnianiem przebiegałyby sprawniej.